poniedziałek, 31 grudnia 2018

Najlepsza siódemka 2018 roku - książkowo i prywatnie

Uwielbiam to podsumowanie, bo mam wtedy chwilkę na przejrzenie tego, co czytałam w mijającym roku, przypomnienie sobie tych książek i stwierdzenie, które zapadły mi w pamięć i zasługują na miano najlepszych przeczytanych w danym roku. 


Książkowo

W 2018 roku przeczytałam 40 książek,  z czego 30 to książki polskich autorów, a 10 to książki zagranicznych pisarzy. 

Spośród tych pozycji wybrałam siedem, które moim zdaniem są najlepsze - z różnych względów. To, że jakaś pozycja tutaj się nie pojawiła nie znaczy, że książki były złe - po prostu te zwróciły moją uwagę czymś, jakimś szczegółem. 

7. Na krawędzi wszystkiego

To książka młodzieżowa, która wzbudziła we mnie emocje podobne do tych, kiedy lata temu zaczytywałam się w Zmierzchu, Szeptem czy Trylogii Czasu. Jest urocza, troszkę naiwna, ale cholernie emocjonująca i przede wszystkim dosyć oryginalna, bo choć schemat jest podobny, to temat bardzo nieoklepany. 


6. Bądź przy mnie zawsze

To pierwsza książka Agaty Przybyłek, którą przeczytałam. Bardzo mi się podobała, autorka pisze pięknie, lekko i zabawnie. Historię się pożera, ma to co w książkach kocham najbardziej: piękną historię miłosną z czasów wojny, starszą mądrą osobę z bagażem doświadczeń, młodych stojących u progu dorosłego życia. Piękna! 


5. November 9 

Książka uwielbiane Colleen Hoover. Przyznam, że ja do autorki nie pałam ogromną miłością, ale wiem, że ma rzesze fanek i w sumie - wcale się nie dziwię. Kilka lat temu pewnie sama szalałabym za autorką. November 9 to ogrom uczuć i emocji, cudowna, nietuzinkowa historia pokazująca siłę miłości, ogrom wyrzeczeń i istotę bycia z kimś. Piękna, cudowna. Jedna z najlepszych autorki. 



4. Muszę to wiedzieć

Porywający thriller z domieszką powieści obyczajowej. Ostatnio, poza Mrozem rzadko sięgam po dreszczowce, a to takie cudowne uczucie czytać coś co wywołuje gęsią skórkę! Muszę to wiedzieć właśnie tak zadziałała. Trzyma w niepewności i napięciu, sprawia że chcemy jak najszybciej dowiedzieć się co będzie dalej. 



3. Szczęście za horyzontem 

Zakochałam się w tej książce. Powieść obyczajowa w najlepszym wydaniu. Autorka pisze niesamowicie, wspaniale operuje emocjami. Opisuje ludzkie życie, słabości, potrzeby, ale też dobro, uczucia i walkę o lepsze jutro. To moje pierwsze spotkanie z pisarką, bardzo udane!




2. Wyśnione życie

To powieść obyczajowa, w której rzeczywistość miesza się z sennymi marzeniami. Znakomicie skonstruowana, z klimatem lat 80 ubiegłego wieku. Przepięknie napisana. 





1. Okruchy dobra

Historie siódemki bohaterów zamieszkujących krakowską kamienicę to zdecydowanie numer jeden tego roku. Niesie mądre przesłanie, pachnie świętami i dobrem. Ciepła, mądra, wzruszająca, przywracająca wiarę w ludzi. 






Prywatnie 

Być może nie powinnam tu o tym pisać, bo to blog o książkach, ale mamy to do siebie, że lubimy pisać o sobie i czytać o innych. 2018 rok przyniósł wiele zmian w moim życiu. 
Przede wszystkim - zaręczyłam się. To chyba najcudowniejsze wspomnienie lata :) Wróciłam do Polski, rozpoczęłam nową pracę. Kilkakrotnie odwiedziłam góry po dłuuugiej przerwie. Byłam na Targach Książki, spędziłam Święta z rodziną. spotykałam się ze znajomymi, byłam na ślubie przyjaciółki, jeździłam na spontaniczne wycieczki - niekoniecznie daleko :) Podjęłam kilka znaczących decyzji, których owoce mam nadzieję zobaczyć w przyszłym roku. 

Kochani, życzę Wam, aby 2019 rok przyniósł Wam siły do realizacji noworocznych postanowień, marzeń i planów. Aby dobro zawsze wygrywało ze złem. Szczęśliwego Nowego Roku!

sobota, 29 grudnia 2018

Randka pod jemiołą - Agnieszka Olejnik

Joanna jest szczęśliwą mężatką. Wykonuje swoje obowiązki wzorowo, jest przykładną żoną. Tym większy przeżywa szok, gdy nakrywa swojego męża z młodszą, szczuplejszą, i ogólnie atrakcyjniejszą kobietą. Jeszcze większym wstrząsem są dla niej słowa Kamila: to dopiero Marta, jego kochanka, pokazała mu czym jest miłość. W gruncie rzeczy to Aśki, swojej żony, nigdy nie kochał. Joanna jest zrozpaczona: wali jej się życie prywatne, z dnia na dzień nie ma gdzie mieszkać i na dodatek zawodowo też nie radzi sobie najlepiej. Z biegiem czasu i litrami wylanych łez, z pomocą rodziny i przyjaciół powoli zaczyna stawać na nogi i zmieniać się, a co za tym idzie – poznawać siebie na nowo.

Ubrana w świąteczną okładkę książka Pani Agnieszki może nieco zmylić. Tych, którzy oczekują świątecznej powieści muszę od razu uprzedzić: to raczej powieść obyczajowa, ze świątecznym akcentem, gdzie punkt kulminacyjny powieści przypada na okres Świąt Bożego Narodzenia, kiedy to mimo zimowej pory, śniegu i mrozu jest cieplej i milej niż w inne dni.

W książce spotykamy bohaterów poprzednich powieści z tej serii – Igę ze swoją zdolnością do przekręcania nazw oraz Agatę, która zresztą jest żoną brata Joanny – Grześka, a także tych pojawiających się niejako w tle powieści- Rafała i Basię, Zoję i braci Korneckich. Poznajemy też nową bohaterkę – starszą Panią Rozalię, mieszkającą w drewnianym domu nad rzeką w skromnych warunkach. Pani Rózia jest stateczną starszą Panią, elegancką i szykowną. Za towarzyszkę ma swoją kozę Nostrę. Wyczekuje powrotu syna z Ameryki, który od lat tam przybywa pod pretekstem zrobienia kariery muzycznej.

Od samego początku polubiłam Panią Rózię. To kobieta dumna, towarzyska i wciąż pełna życiowej energii. To właśnie u niej, dzięki pomocy Igi i Agaty Aśka znajduje tymczasowe lokum. Chociaż taka sytuacja dla obydwu Pań początkowo była niezręczna, z czasem świetnie się ze sobą dogadały, chętnie spędzały czas w swoim towarzystwie i stały się przyjaciółkami. Pani Rozalia swoją życiową mądrością niejednokrotnie służyła Joannie dobrą radą. Mówiła wprost jak widzi sprawy i co o nich myśli, bez owijania w bawełnę. Dzięki niej Joanna odżyła, zaczęła odważniej patrzeć w przyszłość i robić więcej dla siebie, a mniej dla opinii innych. Znalazła swoją pasję, zaczęła siebie akceptować, bo wcześniej miała kompleksy na tle swojej figury. Oczywiście nie obyło by się bez wsparcia najbliższych, choćby wtedy gdy niefortunnie tuż przed Świętami wylądowała ze stopą gipsie, a także Maćka Korneckiego (który- swoją drogą przyczynił się do ubezwładnienia stopy Joanny). To właśnie on będzie przyprawiał Joannę o szybsze bicie serca, młodzieńcze porywy serca, ukłucia zazdrości.. i wszystko to, co towarzyszy człowiekowi przy zakochaniu. Bo mimo tego, że Joanna zarzeka się, że nie potrzebuje mężczyzny a wręcz nie chce teraz mężczyzny, to Kornecki zawróci jej w głowie.

Randka pod jemiołą, choć moim zdaniem nieco słabsza niż poprzednie części serii jest równie zabawna co Ławeczka pod bzem i Cała w fiołkach. Duża dawka humoru to zasługa przede wszystkim Igi, która choć występuje epizodycznie niezmiennie bawi czytelników przekręcaniem nazw i związków wyrazowych. Ale i główna bohaterka potrafi ubawić czytelnika swoimi perypetiami. To bardzo lekka i przyjemna powieść dająca wiele powodów do śmiechu. Pani Agnieszka bardzo sprytnie przemyca w kolejnych wersach powieści życiowe mądrości i wskazówki jak żyć, by żyło nam się lepiej. Robi to absolutnie nienachalnie, w żadnym wypadku nie narzuca swojego światopoglądu, ale pokazuje, że można żyć łatwiej, przyjemniej i zdrowiej. Powieść przepełniona jest rodzinnym ciepłem, serdecznością i wzajemną pomocą. Pokazuje, jak ważna jest rodzina i jej więzi. Pokazuje, że każdy człowiek może znaleźć się na życiowym zakręcie i wcale nie musi to wyjść na złe.

Oczywiście głównym tematem poruszanym przez autorkę jest zdrada małżeńska. Niestety, coraz częściej dotyka naszych bliskich i znajomych, jest coraz śmielej akceptowana przez społeczeństwo i w obecnych czasach nie szokuje już tak bardzo jak kiedyś. Powoli opada do rangi normalności, co jest bardzo przykre, bo – przynajmniej dla mnie- małżeństwo to coś więcej niż tylko papierek, wspólny majątek i wspólne życie. Autorka pokazała co doprowadza do zdrady, jak wygląda życie małżonków gdy wszystko wyjdzie na jaw i to, że zawsze jedna ze stron cierpi bardziej, choć wina zazwyczaj jest po obu stornach, nawet jeśli to ta jedna osoba zdradziła. Zawsze są znaki, sygnały i błędy które popełniamy – może zbytnia uległość albo apodyktyczność? Może zaniedbanie męża czy żony, wykręcanie się pracą, zamiast poszukiwania okazji ku temu by spędzać razem czas – choćby poprzez wspólne śniadanie, spacer czy wykonywanie domowych obowiązków. Myślę, że warto się nad tym zastanowić – nie wtedy kiedy będzie się już świeciła pomarańczowa lampka na alarm, ale właśnie wtedy gdy wszystko jest dobrze – tak, aby to pielęgnować i nie dopuścić do włączenia alarmu.

Powieść Agnieszki Olejnik otula ciepłem i rodzinną atmosferą. Uświadamia, że w życiu ważne jest by żyć w zgodzie ze samym sobą, by nie odmawiać sobie małych przyjemności i nie tkwić w czymś, co nie przynosi nam satysfakcji – szczególnie na polu zawodowym. To również książka, która pokazuje jak ważna jest przyjaźń, wsparcie przyjaciół i bezinteresowna pomoc. Dodatkowo nutka świątecznej atmosfery powoduje, że książka jest.. przytulna. W tle czuć zapach pierniczków, słychać rodzinny gwar, nad głowami wisi jemioła skłaniająca do czułości. I co najważniejsze - przecież w Wigilijny wieczór mogą zdarzyć się cuda! Być może i Joanna jakiegoś doświadczy?

poniedziałek, 24 grudnia 2018

Wesołych Świąt!


Kochani, 

życzę Wam aby Dzieciątko zamieszkało w Waszych Sercach i Wam błogosławiło. 

Życzę Wam, by w te Święta najważniejsza była rodzina. Byście spędzili ten czas z najbliższymi, w ciepłej, domowej atmosferze, wśród śmiechów ukochanych.  Aby każdy dzień przynosił dobro i oby każde dobro przez Was czynione - do Was wracało. 
Życzę Wam miłości prawdziwej, zdrowia i tylko takich chwil w życiu, które wspomina się z uśmiechem. 
Życzę Wam, byście potrafili docenić to, czego na co dzień nie doceniamy i nie dostrzegamy. 
Życzę Wam, by spełniły się Wasze marzenia. 

Pamiętajcie, że to, co najważniejsze, nie jest zapakowane w ozdobny papier i położone pod choinką. 

Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! 

czwartek, 20 grudnia 2018

Pokój kołysanek - Natasza Socha

Kolejna świąteczna książka, jaką przeczytałam tej zimy jest zupełnie różna od poprzednich. Po pierwsze, inspiracja do jej napisania była prawdziwa historia. Po drugie, jest o wiele poważniejsza, wcale nie taka radosna i porusza naprawdę delikatny temat.

Osiemdziesięciopięcioletni Joachim jest wyjątkowym wolontariuszem. W poznańskim szpitalu przytula noworodki - wcześniaki. Podparta badaniami teoria mówiąca, że przytulanie, głaskanie i dotyk mają pozytywny wypływ na rozwój niemowlęcia i usprawniają procesy zachodzące w organizmie maleństwa są wystarczającą motywacją dla starszego pana. Joachim co dzień spędza z wcześniakami kilka godzin. Opowiada im historie ze swoich licznych podróży po świecie. I tylko jednej historii nie może z siebie wydusić, historii, do której co jakiś czas odpływa myślami. A zaczyna się zawsze od pewnego imienia: Helena...

Natasza Socha podzieliła Pokój kołysanek na dwie części. Jedna to to, co dzieje się obecnie, a druga to retrospekcja w formie wspomnień Joachima z lat 50-70 ubiegłego wieku. Akcja rozgrywa się w ciągu 24 dni grudnia - zarówno obecnie, jak i w przeszłości. Stąd też podział na 24 rozdziały - każdy z nich to nowy dzień. Dlatego też powieść przypomina trochę formą kalendarz adwentowy.

Pokój kołysanek jest powieścią bardzo refleksyjną i na swój sposób smutną. Mimo, że mamy do czynienia z narodzinami nowego życia, któremu na ogół towarzyszy radość, tutaj jest inaczej. Narodzinom wcześniaków towarzyszy przede wszystkim strach o maleństwo, bo każda minuta jest walka o kolejny oddech, każdy dzień jest bojem i kilka gram wagi, o przeżycie.

Chociaż Joachim  wszystkie dzieci otacza jednakową troską i czułością, to szczególnie ważny jest dla niego jeden chłopiec - chłopiec bez imienia, którego matka boi się do niego przywiązać w obawie, że go straci, a ojciec wymeldował się z ojcostwa po przedwczesnych narodzinach syna. Chłopiec waży osiemset gram - jak jego matka porównała - tyle co kiść winogron. Ta historia jest bardzo wzruszająca i pokazuje, jak bardzo kruchej jest życie, tym bardziej takie zamknięte w kilkuset gramowym, maleńkim ciałku dziecka, którego nie można nawet wziąć na ręce, bo jest zbyt delikatne. Pokazuje, co muszą przeżyć rodzice dziecka narodzonego przedwcześnie, ile łez, strachu, cierpienia, miłości i przeróżnych emocji im towarzyszy. 

Bohaterowie powieści są oryginalni, ale wykreowani z pewną surowością, bez ubarwień. Jest siostra Maria, kobieta o wielkim sercu, ale nie pokazująca tego na zewnątrz. Marta, matka chłopca bez imienia, która jest kłębkiem bólu i cierpienia. Adam - Mada,barista, z którego wyparowało życie. Wszystkie te postaci są przepełnione melancholią, jest w nich coś, co nie pozwala im być w pełni szczęśliwymi.

Joachim jest postacią zdecydowanie najbarwniejszą. Wiele już w życiu doświadczył i u jego schyłku chce przysłużyć się innym - tym, którzy dopiero zaczynają swój bieg. Swoją postawą daruje noworodkom coś bezcennego, coś czego nie można zapakować w ładny papier i położyć pod choinką. To bliskość i czułość, iskierka życia.

Z teraźniejszością przeplata się przeszłość. Opowieści o podróżach po całym świecie, wspomnienie młodości, kiedy to Joachim trafił do Koralików, a tam spotkał najpiękniejsze oczy świata.

***

Helena była młoda, energiczna i w pełni poświęcała się dzieciom z Koralików  - domu dziecka, który założyła wraz z Rozalią. Dwudziestokilkuletni Joachim trafił tam gdy poszukiwał pracy albo swojego miejsca na ziemi. Było to tuż po wojnie, dlatego nie było łatwo. Helena go zauroczyła od pierwszej chwili. To ona nauczyła go, że czułość, bliskość i dotyk są cenniejsze niż wszelkie bogactwa świata. Jednak los bywa przewrotny i nie zawsze wszystko układa się tak, jak człowiek to sobie wyobraża.

***

Dla mnie to właśnie ta część historii jest najpiękniejsza. Bo pokazuje, że nawet w najcięższym czasie można znaleźć odrobinę radości, ciepła i ludzkiej dobroci. Jest najradośniejsza, mimo, że jej zakończenie nadchodzi wiele lat później i okupione jest wieloma latami wyrzutów sumienia, wewnętrznego bólu i dziesiątkami "gdyby".

Powieść Nataszy Sochy nastraja melancholijnie, wzrusza tak, że nie sposób powstrzymać łzy. Pod koniec wszystko jednak się prostuje, bo każda sytuacja w życiu ma swoje zakończenie.

Samo zakończenie książki jest smutne, ale mimo to nastraja optymistycznie. A epilog otwiera furtkę nowej historii, którą ja już sobie kształtuję w głowie. Lubię takie zakończenia, bo mam świadomość, że historia nie zakończyła się wraz z ostatnią stroną, ale jest coś więcej, historia dalej się toczy.

Pokój kołysanek to książka która zabiera w refleksyjną podróż. Skłania do przemyśleń na temat kruchości życia, zwłaszcza takiego tchniętego w bezradne małe ciałko. Pokazuje, że życie jest delikatne i łatwo gaśnie, jak tlący się płomień świeczki. Uświadamia też, jak bardzo ważna jest wola walki i wsparcie najbliższych. Postać Joachima reprezentuje w moim mniemaniu starszych ludzi, którzy u kresu swojej ziemskiej wędrówki chcą być komuś potrzebni, o czym my, młodzi, tak często zapominamy. Warto jest pokazywać starszym - naszym dziadkom czy innym bliskim, że mimo podeszłego wieku i obniżonej sprawności fizycznej są nam potrzebni, choćby w udzieleniu dobrej rady czy pobawieniu się z naszymi pociechami. Przede wszystkim jednak autorka uświadamia, że bliskość, czułość, dotyk, przytulenie - to rzeczy bezcenne, bez których człowiek nie może normalnie funkcjonować. Pokój kołysanek zasługuje na miano najbardziej wzruszającej książki roku i chyba zawierającej największe, najmądrzejsze przesłanie. Kochajmy, okazujmy czułość, bądźmy dla innych. 


Ten i inne bestsellery możecie kupić w atrakcyjnych cenach w księgarni internetowej Tania Książka. 





czwartek, 13 grudnia 2018

Okruchy dobra - Justyna Bednarek & Jagna Kaczanowska

Boże Narodzenie to czas wyjątkowy, jedyny taki w roku. Czas,który każdy z nas chciałby przeżyć dobrze, w gronie ludzi, których kochamy. To taki czas, który chciałoby się, żeby trwał cały rok. I nie chodzi tu o prezenty, choinkę czy góry jedzenia. Chodzi o dobro które emanuje z ludzi, wspólnie spędzony czas, spotkania, powroty i te wszystkie małe chwile, które tworzą tę wyjątkową atmosferę i miłe wspomnienia. 

Znane z Ogrodu Zuzanny autorki znów stworzyły coś pięknego. Świąteczna opowieść Okruchy dobra to historie siódemki bohaterów, których losy splatają się w Wigilię, 24 grudnia, w jednej z krakowskich kamienic.

Chciałabym napisać wszystko, oddać w kilkudziesięciu słowach to, co w tej książce jest tak wspaniałe, ale się nie da. Dlatego ta recenzja może będzie trochę chaotyczna, ale to wszystko przez to, że tyle chciałabym Wam opowiedzieć..

Jowita straciła już nadzieję na powrót męża z Holandii. Pogodziła się z brakiem kontaktu i tym, że prawdopodobnie ma tam nową "rodzinę". Tylko jak ma to wytłumaczyć córeczce, Zosi, która czeka na tatę z nosem przylepionym do szyby, bo wierzy, że przecież tata musi być z nimi w Święta? Na dodatek Jowita nie ma pieniędzy by wyprawić Wigilię, a co dopiero na prezent dla Zosi..

Małgorzata, zgorzkniała staruszka wierzy, że w jej mieszkaniu zadomowiły się duchy. I już nawet nauczyła się z nimi żyć. Jest przekonana, że straszy ją zmarły mąż, z którym nigdy nie była szczęśliwa. Do Świąt jest pesymistycznie nastawiona, bo po kłótni ze swoją córką będzie spędzać je sama, nie licząc towarzystwa duchów. Niespodziewania jednak, zjawia się gość..

Szymon przyjeżdża do Krakowa w przeddzień Wigilii. Od jednej rozmowy ma zależeć jego dalsza kariera. Przez całe życie żyjąc w cieniu kuzyna jako ten gorszy w końcu chce się wykazać. Niestety po drodze popełnił błędy, które nie tak łatwo będzie naprawić. Nieoczekiwanie z dobrą radą przychodzi na pozór oschła ciotka Małgorzata.

Anna Wigilię spędza sama, z własnego wyboru. Świeżo po rozwodzie nie ma ochoty na gwarne Święta w domu rodzinnym. Dzień przed Wigilią przygarnia małego, zziębniętego kotka.

Roman nie dogaduje się z nastoletnim synem. Kacper obarcza ojca odpowiedzialnością za to, co spotkało jego matkę. Mężczyzna nie pragnie niczego bardziej od tego, by syn był szczęśliwy i by znów było jak dawniej.

Na krakowskim rynku dorożkarz Ignacy ze swoim koniem Adagio czekają na pasażerów. Zarówno Ignacy jak i Adagio mają już swoje lata, a piękne, okazała dorożki są chętniej wybierane przez turystów i krakowian. Dorożka Ignacego jest jednak zaczarowana, potrafi odmienić człowieka. 

Karolina straciła chęć do życia. Nieudane związki, a teraz choroba, która zdaje się być wyrokiem. Mieszkanie po babci w krakowskiej kamienicy jest puste, bez życia, tak jak właścicielka. Ogromny stół nie zaznał gwaru, radości, śmiechów dzieci.. Los jednak sprawia, że w Wigilię spotykają się przy nim niby obce sobie osoby i wreszcie zaczyna przybierać wszystko jasne barwy. 

Każdy z bohaterów zmaga się ze swoimi problemami, słabościami i bólem. W ten wyjątkowy czas każdy z nich chciałby aby było jak najlepiej. Ale nie zawsze jest tak, jakbyśmy chcieli. Najpiękniejsze jest to, że ci bohaterowie, w tych wszystkich swoich cierpieniach potrafią okazać serce innym. Bezinteresowną pomoc, okruch dobra, gest, który nie wymaga wiele wysiłku ani poświęceń, a dla kogoś znaczy tak wiele. Każdy z nas co dzień mija ludzi na ulicy, w pracy, szkole, spotyka w sklepie, przychodni czy banku. Nieraz odwracamy wzrok na widok żebraka, udajemy że śpimy żeby nie ustąpić miejsca staruszce w autobusie. Nie mamy czasu by odwiedzić babcię, nie widzimy, że mama potrzebuje pomocy. A wystarczy tak niewiele, by sprawić komuś radość,wywołać uśmiech na czyjejś twarzy. 

Cała siódemka bohaterów, i nie tylko oni, spotykają się w Wigilię u Karoliny. Obcy sobie ludzie zaczynają ze sobą rozmawiać i aż dziw, jak wiele mogą zdziałać, pod warunkiem, że będą działać razem. Jak wiele sytuacji pozornie bez wyjścia można rozwiązać z czyjąś pomocą. 

Autorki stworzyły pełnokrwistych bohaterów. Skupiły się głównie na ich charakterach i  uczuciach towarzyszących im w tym wyjątkowym czasie. Każdego z nich poznajemy bardzo dobrze, bo pisarki pokazały nie tylko to co tu i teraz, ale ukazały ich historię, drogę do miejsca, czasu i sytuacji w jakiej obecnie się znajdują. Początkowo pomyślałam: dlaczego każdy z nich ma pod górkę, czy chociaż jeden nie może być szczęśliwy? Ale potem uświadomiłam sobie, że to właśnie jest samo życie. 

Zawsze zastanawiam się, jak działają duety pisarskie. Z pewnością niełatwo jest pisać z kimś książkę, bo można mieć zupełnie różne wizje. Panie Justyna i Jagna piszą niesamowicie. Ich historie są barwne, zabawne, wzruszające, a przede wszystkim prawdziwe. Pisza plastycznym językiem, prostymi słowami. Czytanie Okruchów dobra to przyjemność na najwyższym poziomie. Tej książki się nie czyta - ją się połyka. 

Uroku książce dodaje świąteczny, magiczny Kraków. To miasto samo w sobie ma coś wyjątkowego, a w zimowej szacie jest jeszcze piękniejsze. Miło jest czytać książkę, której akcja rozgrywa się w mieście, które znam. Autorki poprowadziły czytelnika klimatycznymi uliczkami, zaprosiły do przytulnych kamienic i zabrały na wycieczkę po bajkowo-świątecznym krakowskim rynku. Dzięki tak wspaniałej kreacji miejsca akcji czułam się tak, jakbym tam była i aż nabrałam ochoty na małą wycieczkę do Krakowa. 

Okruchy dobra to powieść o wybaczaniu, akceptacji swoich niedoskonałości i czyichś wad. To książka o tym, że człowiek jest słaby i często się potyka, a sztuką jest się podnieść i naprawić błędy. To też lekcja, która uczy, że człowiek jest silny tylko wtedy, gdy ma obok drugiego człowieka. To powieść o wszystkich odcieniach miłości, o czynieniu dobra, pokonywaniu trudności. W świątecznej szacie ma o wiele mocniejszy wydźwięk, gdyż jak wiemy to czas wyjątkowy. Okruchy dobra to magiczna, otulająca nadzieją i wypełniająca serca ciepłem powieść o ludziach, których spotykamy na co dzień. To książka, która pokazuje, że cuda się zdarzają. Czyjś powrót do domu, wybaczenie, znalezienie sensu życia i postanowienie naprawienia błędów - to nic innego jak małe cuda, które dzieją się w człowieku. To jedna z najlepszych książek przeczytanych przeze mnie w 2018 roku. I życzyłabym sobie, abym za rok mogła znów zajrzeć do bohaterów w Święta i zobaczyć, jak potoczyły się ich losy.. ;) 

sobota, 8 grudnia 2018

Świąteczny list - Elyse Douglas

Czy gdybyście mieli możliwość odbycia podróży w czasie i na jakiś czas przeniesienia się do innej epoki, to skorzystalibyście z niej?

Święta to magiczny czas. Czas, który sprzyja zmianom, w którym dzieją się rzeczy niemożliwe, kiedy zdarzają się cuda. Małe rzeczy, które dla kogoś są cudem. Pogodzenie się z kimś bliskim, czyjś powrót do domu.

Eve Sharland też doświadczyła cudu. A zaczęło się od lampionu, który kupiła w sklepie z antykami. W zakurzonej latarence znalazła list z 24 grudnia 1885 roku, zaadresowany do.. Evelyn Sharland. Wiedziona ciekawością przeczytała list i wzruszona piękną historią postanowiła spełnić prośbę jego autora i zapalić lampion. Wtedy zaczęło się dziać coś dziwnego, bowiem Eve nagle znalazła się w miejscu niby znajomym, ale zupełnie innym. Odkryła, że jest w swoim mieście, w Nowym Jorku, w 1885 roku.

Za sprawą listu i lampionu wpada w świat intryg wpływowej rodziny Harringshawów. Jeden z braci, John, jest uczciwym i dobrym człowiekiem. To on jest autorem świątecznego listu, który napisał do Evelyn, tej z 1885 roku - jego wielkiej utraconej miłości. Albert Harringshaw, drugi z braci jest mężczyzną bezwzględnym, dbającym o powierzchowność i cielesne uciechy. Pragnie omotać Eve, jednakże ta jest silną i odważną kobietą, która nie daje łatwo sobą manipulować.

Podróż w czasie to temat dający wiele możliwości, ale jednocześnie trzeba bardzo uważać, aby nie zaliczyć wpadki. Autorka wspaniale wykreowała XIX wieczny Nowy Jork. Z dbałością o każdy szczegół skonfrontowała świat współczesny z tym sprzed ponad stu lat. Bardzo malowniczo pokazała XIX wieczne miasto i żyjących w nim ludzi, prawa jakimi rządził się wtedy świat: podział na biednych i bogatych, którzy żyją obok siebie, a ci drudzy zdają się nie zauważać pierwszych.

Intrygi, wpływowi ludzie z wyższych sfer i bardzo wygodne życie, a obok nędza: niedożywione dzieci, chorzy umierający na nieuleczalną wtedy gruźlicę, rodziny żyjące z dnia na dzień. Eve przeniknęła w obydwie te grupy. Za sprawą swojego wybawcy, Alberta Harringshawa miała okazję zobaczyć jak wygląda życie zamożnych i znaczących ludzi. Z kolei jej natura osoby dobrej, wrażliwej na cierpienie innych i niosącej bezinteresowną pomoc oraz upór dały jej sposobność obcowania z tymi, którzy nie żyli w luksusach. Począwszy od znajomości z pokojówką Millie, którą traktowała jak równą sobie, poprzez pomoc przy chorych w szpitalu powoli dążyła do wypełnienia misji, z którą - jak sobie tłumaczyła, przybyła do XIX wieku.

Książka niepozbawiona jest romantyzmu. Na szczęście ten wątek jest bardzo ładnie poprowadzony, jest delikatny, uroczy, ale nie ckliwy i cukierkowo słodki. Historia Evelyn i Johna to historia miłości, która przetrwa wieki, miłości silnej i czystej, płynącej prosto z serca. Jest też drugi wątek miłosny - Eve i detektywa Patricka Gantly'ego. Ta miłość również zasługuje na miano miłości ponadczasowej, bowiem Eve żyje w XXI wieku, a Patrick w XIX. Patrick jest elegancki i tajemniczy i tak samo myśli o Eve. Uczucie, które pojawia się między nimi jest początkowo ciche i tłumione, jednakże obydwoje czują iskry przecinające skórę i pożądanie. Wątek ten rozwija się powoli, ale ciekawie. 

Akcja książki toczy się wartko. Bohaterka na naszych oczach uczy się żyć w XIX wieku. Musi dostosować choćby swój sposób i styl mówienia, ubiór oraz zachowania. Na jej drodze co rusz pojawiają się ciekawe osobowości, niektórzy nastawieni do niej przychylnie, a inni wręcz przeciwnie. Eve musi ciągle mieć się na baczności, ważyć słowa i gesty. Niełatwo jest ukrywać swoje pochodzenie, unikać niebezpieczeństw, jednocześnie pragnąc pomóc połączyć się kochankom, uratować czyjeś istnienie i jeszcze obmyślić plan powrotu do swoich czasów, a przy tym wszystkim nie postradać zmysłów. Dzieje się naprawdę dużo, nie wiemy kto jest wrogiem a kto sprzymierzeńcem, a niebezpieczeństwa czyhają z każdej strony. Jest tajemnica, dreszczyk emocji, szczypta strachu, garść śmiechu i mnóstwo przyjemności z czytania. 

Bohaterowie książki są wyraziści i barwni, nawet ci odgrywający mniejsze role są znakomicie wykreowani. Autorka w papierowe postaci tchnęła życie, stworzyła ludzi o silnych, wyrazistych charakterach. Powieść czytało się szybko i z zapartym tchem. Mimo odrobinę nudnego początku bardzo szybko wciąga i już nie sposób jest się oderwać. Styl pisania Elyse Douglas jest prosty i lekki. Pisarka zasługuje na szczególną pochwałę ze względu na to, że potrafiła w usta bohaterów wkładać słowa, których ludzie używali przeszło sto lat temu i wypadło to naturalnie. 

Świąteczny list to powieść w której rzeczywistość miesza się z fantastyką w sposób naturalny. Niesamowity, bajkowy klimat i dodający uroku magiczny czas Świąt Bożego Narodzenia sprawiają, że powieść ma niepowtarzalny wydźwięk. Podróż w czasie, intrygi i niebezpieczeństwo, a na drugiej szali kobieta wiedziona romantycznymi pobudkami. Polecam wszystkim, którzy lubią wątek podróżowania w czasie, bo ten jest naprawdę znakomicie zbudowany, na dodatek ubrany w romantyczną historię, a bohaterowie są na najwyższym poziomie literackiego kunsztu. Dla tych, którzy nie lubią powieści typowo świątecznych, ale jednak chcą choć trochę poczuć ten klimat ta pozycja będzie idealna.


Zachęcam również do sięgnięcia po inne bestsellery księgarni :)