niedziela, 31 maja 2015

Oskar i pani Róża - Éric-Emmanuel Schmitt

Chociaż tę książkę zna chyba każdy czytelnik, przyznaję bez bicia, że dopiero teraz ją przeczytałam. Książkę, właściwie krótkie opowiadanie, które w tak niewielkiej objętości niesie tak duże przesłanie.
I przyznam, że nie przeczytałabym jej, gdyby nie moja siostra, która kupiła to opowiadanie i mówiła w kółko, jak wspaniałą jest lekturą.

Sama mam multum nauki - sesja się zbliża wielkimi krokami, dlatego czytam bardzo mało ostatnimi dniami. Ale w ramach przerywnika postanowiłam przeczytać tę króciutką książkę.
Słyszałam o niej wiele - wiele dobrych słów, bo ciężko znaleźć negatywną opinię.

Bohaterem opowiadania jest dziesięcioletni Oskar, chory na białaczkę. Chłopiec, którego domem jest szpital. Chłopiec godzi się ze śmiercią i nie potrafi zrozumieć, dlaczego jego rodzice unikają tego tematu. Jedynie ciocia Róża zdaje się rozumieć i nie oszukiwać chłopca. Opowiadanie to listy chłopca do Boga, do których pisania skłoniła go Róża. 
12 dni życia chłopca mają odzwierciedlać każde 10 lat jego życia. Oskar w listach do Boga opisuje swój dzień i za każdym razem prosi Boga o jedną rzecz. I tak Bóg, którego chłopiec wcześniej nie znał, staje się jego najlepszym przyjacielem. Kiedyś padło pytanie, jaka lektura powinna być obowiązkowa w szkole - teraz wiem, że odpowiedziałabym "Oskar i pani Róża". 

Książka niesie tak ogromne przesłanie, że trudno jest wyrazić to słowami. Mały chłopiec, którego życie dopiero powinno się zaczynać, godzi się z jego końcem. Czuć ból chłopca, ale też siłę, jaką w sobie ma - ma jej więcej niż dorośli, którzy powinni go wspierać, a odwracają oczy. Uświadamia, jak kruche jest życie, jak szybko może się skończyć. Uświadamia, że powinniśmy doceniać to co nam jest dane. 


"Zapominamy, że życie jest kruche, delikatne, że nie traw wiecznie. Zachowujemy się wszyscy, jak byśmy byli nieśmiertelni. Codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy."


Ten cytat to chyba kwintesencja tego, co można przekazać. 
Nie warto tu się rozpisywać - warto zachęcić do przeczytania tej niezwykłej książki, krótkiej, a niosącej tak duży przekaz.

środa, 20 maja 2015

Zanim się pojawiłeś - Jojo Moyes

Bardzo długo zastanawiałam się, czy pisać w ogóle o tej książce. Pewne sprawy są sprzeczne z moimi poglądami i ciężko będzie mi zachować bezstronność w wyrażeniu opinii o tej książce. Jednak po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że i tak się z wami podzielę moimi odczuciami.

Na wstępie zaznaczam, że opinia może zawierać spoilery. 

Książka napisana jest po mistrzowsku - Jojo Moyes podejmuje tak trudny temat, że wydaje się, że ciężko będzie czytać powieść. Nic bardziej mylnego. Historia wciąga tak bardzo, że nie można się oderwać. Zaczęłam czytać w przerwie między zajęciami na uczelni, potem czytałam na zajęciach, czekając na autobus, w autobusie, a potem w domu. Utonęłam. Do wieczora książka była przeczytana.

O czym jest książka, skoro tak bardzo wciąga? 

Lou ma 27 lat i właśnie straciła pracę w ukochanej kawiarni. Udaje się do pośredniaka raz, drugi, trzeci.. aż w końcu dostaje pracę jako opiekunka mężczyzny z porażeniem czterokończynowym. Jest w błędzie, myśląc, że będzie opiekowała się staruszkiem.

Will bowiem ma 35 lat. Dwa lata temu wskutek tragicznego wypadku został sparaliżowany. Nie może ruszać rękami, nogami - nie może chodzić, sam jeść, nie potrafi robić najprostszych czynności. 

Jak nie trudno się domyślić pomiędzy Lou i Willem rodzi się uczucie. I wszystko to jest naprawdę urocze i powieść nie jest typowym romansidłem. 

W pewnym momencie czytelnik dowiaduje się, że Will ma za sobą próbę samobójczą, więc Lou, w roli opiekunki ma tak naprawdę pilnować go, by się nie zabił.
Cóż z tego, skoro Will już przesądził swój los? Za pól roku ma wizytę w klinice w Szwajcarii. Tak, Will chce eutanazji. 

Matka Willa niemalże błaga Lou, by ta przekonała go do zmienienia swojej decyzji. I dziewczyna bardzo się stara.  Na każdej stronie widać, jak bardzo mężczyzna zmienia się pod wpływem Lousiy. 
Kobieta zabiera go w przeróżne miejsca, pokazuje mu na nowo świat i możliwości jakie ma, nawet będąc na wózku.  Poświęca mu cały czas i serce, by tylko odwieść go od eutanazji. 

I po raz kolejny - nie trudno się domyślić, że dochodzi do wyznania uczuć. I kiedy już wszystko wydaje się na dobrej drodze.. no właśnie? Co zrobił Will? 

Książka jest naprawdę dobra. Wzrusza. Momentami bawi. Wywołuje łzy i śmiech.
Ale dlaczego autorka wręcz "promuje" ideę eutanazji? Takie książki powinny krzepić, podnosić na duchu, a nie dołować. 

Praktycznie do końca byłam pod ogromnym wrażeniem. Chłonęłam książkę a moją głowę przepełniała myśl, jak wspaniała jest ta powieść.
Aż doszłam do końcówki. Nie chciałam tego czytać. I nie chodzi o samo to, że nie lubię takich zakończeń - wręcz przeciwnie, bardzo lubię, kiedy nie wszystko jest kolorowe jak w bajce. Ale to kłóci się z moim pojęciem o życiu. Czytając ostatni rozdział byłam zdruzgotana. Wkurzona. Wściekła. 
Autorka, która ma świadomość tego, że książka trafi do szerokiego grona czytelników - o różnym poziomie życia, z różnymi słabościami i przeżyciami nie powinna w taki sposób traktować czytelnika.
Tyle ode mnie.

Tak jak pisałam na początku. Trudno było mi napisać tę opinię, trudno było mi ocenić książkę. Z jednej strony uważam ją za cholernie dobrą, a z drugiej strony chciałabym o niej jak najszybciej zapomnieć. 

niedziela, 17 maja 2015

Wnuczka do orzechów - Małgorzata Musierowicz

Wczoraj wieczorem skończyłam lekturę najnowszej książki z serii Jeżycjada i naszło mnie na wspomnienia. Na "Wnuczkę do orzechów" czekałam od grudnia - w bibliotece był tylko jeden egzemplarz i trzeba było odczekać spokojnie, aż przyjdzie moja kolej. 

Pamiętam, kiedy do swoich dziesięcioletnich łapek dostałam pierwszy tom tej serii - "Kwiat kalafiora" i zatonęłam. Na dobre. Teraz mam 20 lat i z taką samą przyjemnością sięgam po Jeżycjadę, a może nawet z większą. Śmiało mogę powiedzieć, że dorastałam z rodziną Borejków i teraz sama czuję się jak członek tej rodziny. Czasami ciężko mi jest uwierzyć w to, że ta rodzina to fikcja literacka. Czasami wydaje mi się, że oni istnieją naprawdę..
Ilekroć wracam do Jeżycjady, czuję się dobrze, ciepło i radośnie, czuję się jak w cudownej rodzinie, wśród cudownych ludzi.  Niesamowite, jak bohaterowie dorastali razem ze mną, jak się zmieniali, zakładali własne rodziny, a teraz przychodzi nam obserwować losy ich dzieci. 
A "Wnuczka do orzechów" jest tomem wyjątkowym -  jest to jubileuszowy, 20. tom.
Autorka wprowadza zupełnie nowych bohaterów, o których nigdy wcześniej nie było mowy.
Tym razem akcja rozgrywa się latem, na wsi, nieopodal domu Patrycji. Tam zjeżdża się cała rodzina Borejków, uciekając przed upalnym miastem. Główna bohaterka jest przesympatyczną dziewczyną. Wreszcie spotykamy się z całą rodziną Borejków, chociaż najwięcej tu Idy, Ignasia i Józefa. Tego ostatniego bardzo, bardzo polubiłam - malutki Józinek ma już 18 lat - jak to szybko zleciało! Nawet Ignasia polubiłam w tym tomie - chociaż dalej nie należy do moich ulubionych bohaterów. 
Pani Małgorzata Musierowicz tworzy niesamowity klimat. Jako, że sama mieszkam na wsi, bliska jest mi tematyka, a wieś, którą wykreowała autorka jest niemalże idealna - niestety, większość polskich wsi nie wygląda w taki właśnie sposób. A miło by było mieszkać w takiej spokojnej, życzliwej, rajskiej wsi. 
Jak zwykle, nie brakuje tu humoru, nie brakuje śmiechu i zabawnych sytuacji. 
Spotykałam się z wieloma negatywnymi recenzjami, dlatego podchodziłam do lektury pełna obaw, ale na szczęście, bezpodstawnie. Oczywiście, wszystko zależy od czytelniczego gustu, ale dla mnie powieść jest rewelacyjna.

Ciepła, zabawna, lekka -  w sam raz na letni wieczór. A dla tych stęsknionych za Borejkami - idealna.
Jest zdecydowanie lepsza od poprzedniej, McDusi i chyba nawet lepsza od jeszcze wcześniejszych tomów. Dla mnie jest jedną z lepszych z Jeżycjady. 






piątek, 8 maja 2015

Trylogia Millenium - Stieg Larsson

Trylogia Millenium znana  jest przede wszystkim fanom kryminałów. Stieg Larsson w mistrzowski sposób stworzył fabułę, świetnie wykreował bohaterów - szczególnie Mikaela Bloomkvista i Lisabeth Salander. 

Trylogia składa się z poszczególnych części:

Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet
Dziewczyna, która igrała z ogniem
Zamek z piasku, który runął




Tom I stanowi zamkniętą całość i według mnie jest najlepszy z całej Trylogii. Pomimo że ma dużą objętość powieść czyta się szybko i z zapartym tchem, mistrzowska fabuła sprawia, że nie można oderwać się od lektury. Stara niewyjaśniona, rodzinna sprawa sprzed lat, którą zbadać ma dziennikarz Bloomikvist przeradza się w coś więcej, w intrygującą, tajemniczą historię, która angażuje coraz więcej ludzi i wyciąga coraz to większe brudy. Lisbabeth Salander to bohaterka jakiej nie spotkasz w żadnej innej książce, bohaterka wyrazista, buntownicza, baardzo specyficzna. Przyznam, że na początku miałam co do niej mieszane uczucia, ale z czasem stała się dla mnie niczym dobra przyjaciółka. Pierwsza część trylogii wciągnęła mnie niesamowicie. Wcale nie dziwią mnie tak dobre opinie o tej książce, chociaż początkowo podchodziłam do niej sceptycznie. Reasumując:  nie czytam kryminałów nocą, bo potem się boję.Rzadko czytam przy jedzeniu. Prawie nigdy nie czytałam książki w autobusie.
"Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" przełamała wszystkie schematy.
Wciągająca, zapierająca dech, niesamowita.





II tom - "Dziewczyna, która igrała z ogniem"

Drugi tom trylogii Millenium skupia się na postaci Lisabeth Salander. W tej części to Salander gra główne skrzypce. Czytelnik poznaje bohaterkę trochę lepiej, zaczyna rozumieć motywy jakie kierowały Lisabeth i rozumie jej podejście do świata. Na jaw wychodzą sprawy z przeszłości, które są zaskakujące nawet dla samej Lisabeth. Dziewczyna wikła się z skomplikowaną sprawę. Mimo, że tego nie chce, ma oparcie w Mikaelu i Armanskim. 

Drugi tom niestety nie jest już tak wciągający jak pierwszy, momentami wydaje się nudny.. Ale w pewnym momencie czytelnik zapomina o całym świecie i czyta, czyta, czyta.. Powieść kończy się w zaskakującym momencie, w kluczowym momencie, więc zostawia ogromny niedosyt. Plus jest taki, że tom III jest ścisłą kontynuacją, zaczyna się dokładnie w tym momencie, w którym kończy się drugi. 


Ostatni tom trylogii Millenium jest kontynuacją perypetii Lisabeth Salander. Nie chcę zdradzać fabuły, bo zepsułoby to całą przyjemność czytania. W tej części jest bardzo dużo wątków politycznych, które momentami nudziły. Również w tej części większą rolę odgrywa siotra Mikalea, Annika Giannini, którą bardzo polubiłam.

"Zamek z piasku, który runął" jest z kolei ciekawszy niż poprzedni tom. Wiele spraw wreszcie się wyjaśnia, są niespodziewane zwroty akcji. Mimo, że książka do najlżejszych objętościowo nie należy, czyta się ją raczej szybko.







Wszystkie tomy Millenium utrzymane są w klimacie tajemnicy, niepewności i momentami grozy.
I tom był najbardziej nieprzewidywalny i naprawdę ciężko samemu było się domyślić co się stanie na kolejnej karcie.
II i III, czyli losy Lisabeth są już bardziej przewidywalne. Jednakże uważam, że każdy kto przeczytał tom I z pewnością sięgnie po kolejne.




Wiem, że jest ekranizacja tej serii. Oglądał ktoś z Was i ma porównanie do książki?

piątek, 1 maja 2015

Majowy stosik

Rozpoczynamy długi weekend, chociaż w tym roku wyjątkowo krótki. Na dodatek pogoda nie rozpieszcza.
Zazwyczaj nie planuję, co będę czytać w najbliższym czasie, ale ostatnio nazbierało mi się nieprzeczytanych książek, dlatego postanowiłam nadrobić zaległości w maju właśnie, na tyle na ile pozwoli mi na to czas :)  Na pewno nie zdążę przeczytać wszystkich, zwłaszcza, że szykuje się natłok nauki, ale trochę na pewno uda się nadrobić.

Stosik jaki na mnie czeka: 



Zamek z piasku, który runął - czytam obecnie i po zakończeniu przymierzam się do recenzji całej trylogii Millenium.

Cień wiatru - z ostatniej wymiany bookcrosingowej, bardzo pozytywnie jestem nastawiona na tę książkę.

Na gorącym uczynku - książka autora, którego bardzo sobie cenię w gatunku kryminałów, więc z przyjemnością przeczytam i tę pozycję.

Tata - również z wymiany. Coś lekkiego na wiosenny wieczór.

Zanim się pojawiłeś - nawet nie pamiętam, co skłoniło mnie do przeczytania tej książki. Na pewno opis jest zachęcający. 

Nad Niemnem - rozpoczęta, mam nadzieję trochę podgonić z czytaniem.

McDusia i Wnuczka do orzechów - na tę ostatnią czekałam w bibliotece od grudnia i szczerze mówiąc, chyba na te książki cieszę się najbardziej. Pójdą zaraz po Larssonie.

Weronika postawia umrzeć - jak już kiedyś pisałam, książka, która stanowi dla mnie wyzwanie a zarazem drugą szansę dla Coelho. 

A wy jakie macie majowe plany czytelnicze? ;)