Joanna jest szczęśliwą mężatką. Wykonuje swoje obowiązki wzorowo, jest przykładną żoną. Tym większy przeżywa szok, gdy nakrywa swojego męża z młodszą, szczuplejszą, i ogólnie atrakcyjniejszą kobietą. Jeszcze większym wstrząsem są dla niej słowa Kamila: to dopiero Marta, jego kochanka, pokazała mu czym jest miłość. W gruncie rzeczy to Aśki, swojej żony, nigdy nie kochał. Joanna jest zrozpaczona: wali jej się życie prywatne, z dnia na dzień nie ma gdzie mieszkać i na dodatek zawodowo też nie radzi sobie najlepiej. Z biegiem czasu i litrami wylanych łez, z pomocą rodziny i przyjaciół powoli zaczyna stawać na nogi i zmieniać się, a co za tym idzie – poznawać siebie na nowo.
Ubrana w świąteczną okładkę książka Pani Agnieszki może nieco zmylić. Tych, którzy oczekują świątecznej powieści muszę od razu uprzedzić: to raczej powieść obyczajowa, ze świątecznym akcentem, gdzie punkt kulminacyjny powieści przypada na okres Świąt Bożego Narodzenia, kiedy to mimo zimowej pory, śniegu i mrozu jest cieplej i milej niż w inne dni.
W książce spotykamy bohaterów poprzednich powieści z tej serii – Igę ze swoją zdolnością do przekręcania nazw oraz Agatę, która zresztą jest żoną brata Joanny – Grześka, a także tych pojawiających się niejako w tle powieści- Rafała i Basię, Zoję i braci Korneckich. Poznajemy też nową bohaterkę – starszą Panią Rozalię, mieszkającą w drewnianym domu nad rzeką w skromnych warunkach. Pani Rózia jest stateczną starszą Panią, elegancką i szykowną. Za towarzyszkę ma swoją kozę Nostrę. Wyczekuje powrotu syna z Ameryki, który od lat tam przybywa pod pretekstem zrobienia kariery muzycznej.
Od samego początku polubiłam Panią Rózię. To kobieta dumna, towarzyska i wciąż pełna życiowej energii. To właśnie u niej, dzięki pomocy Igi i Agaty Aśka znajduje tymczasowe lokum. Chociaż taka sytuacja dla obydwu Pań początkowo była niezręczna, z czasem świetnie się ze sobą dogadały, chętnie spędzały czas w swoim towarzystwie i stały się przyjaciółkami. Pani Rozalia swoją życiową mądrością niejednokrotnie służyła Joannie dobrą radą. Mówiła wprost jak widzi sprawy i co o nich myśli, bez owijania w bawełnę. Dzięki niej Joanna odżyła, zaczęła odważniej patrzeć w przyszłość i robić więcej dla siebie, a mniej dla opinii innych. Znalazła swoją pasję, zaczęła siebie akceptować, bo wcześniej miała kompleksy na tle swojej figury. Oczywiście nie obyło by się bez wsparcia najbliższych, choćby wtedy gdy niefortunnie tuż przed Świętami wylądowała ze stopą gipsie, a także Maćka Korneckiego (który- swoją drogą przyczynił się do ubezwładnienia stopy Joanny). To właśnie on będzie przyprawiał Joannę o szybsze bicie serca, młodzieńcze porywy serca, ukłucia zazdrości.. i wszystko to, co towarzyszy człowiekowi przy zakochaniu. Bo mimo tego, że Joanna zarzeka się, że nie potrzebuje mężczyzny a wręcz nie chce teraz mężczyzny, to Kornecki zawróci jej w głowie.
Od samego początku polubiłam Panią Rózię. To kobieta dumna, towarzyska i wciąż pełna życiowej energii. To właśnie u niej, dzięki pomocy Igi i Agaty Aśka znajduje tymczasowe lokum. Chociaż taka sytuacja dla obydwu Pań początkowo była niezręczna, z czasem świetnie się ze sobą dogadały, chętnie spędzały czas w swoim towarzystwie i stały się przyjaciółkami. Pani Rozalia swoją życiową mądrością niejednokrotnie służyła Joannie dobrą radą. Mówiła wprost jak widzi sprawy i co o nich myśli, bez owijania w bawełnę. Dzięki niej Joanna odżyła, zaczęła odważniej patrzeć w przyszłość i robić więcej dla siebie, a mniej dla opinii innych. Znalazła swoją pasję, zaczęła siebie akceptować, bo wcześniej miała kompleksy na tle swojej figury. Oczywiście nie obyło by się bez wsparcia najbliższych, choćby wtedy gdy niefortunnie tuż przed Świętami wylądowała ze stopą gipsie, a także Maćka Korneckiego (który- swoją drogą przyczynił się do ubezwładnienia stopy Joanny). To właśnie on będzie przyprawiał Joannę o szybsze bicie serca, młodzieńcze porywy serca, ukłucia zazdrości.. i wszystko to, co towarzyszy człowiekowi przy zakochaniu. Bo mimo tego, że Joanna zarzeka się, że nie potrzebuje mężczyzny a wręcz nie chce teraz mężczyzny, to Kornecki zawróci jej w głowie.
Randka pod jemiołą, choć moim zdaniem nieco słabsza niż poprzednie części serii jest równie zabawna co Ławeczka pod bzem i Cała w fiołkach. Duża dawka humoru to zasługa przede wszystkim Igi, która choć występuje epizodycznie niezmiennie bawi czytelników przekręcaniem nazw i związków wyrazowych. Ale i główna bohaterka potrafi ubawić czytelnika swoimi perypetiami. To bardzo lekka i przyjemna powieść dająca wiele powodów do śmiechu. Pani Agnieszka bardzo sprytnie przemyca w kolejnych wersach powieści życiowe mądrości i wskazówki jak żyć, by żyło nam się lepiej. Robi to absolutnie nienachalnie, w żadnym wypadku nie narzuca swojego światopoglądu, ale pokazuje, że można żyć łatwiej, przyjemniej i zdrowiej. Powieść przepełniona jest rodzinnym ciepłem, serdecznością i wzajemną pomocą. Pokazuje, jak ważna jest rodzina i jej więzi. Pokazuje, że każdy człowiek może znaleźć się na życiowym zakręcie i wcale nie musi to wyjść na złe.
Oczywiście głównym tematem poruszanym przez autorkę jest zdrada małżeńska. Niestety, coraz częściej dotyka naszych bliskich i znajomych, jest coraz śmielej akceptowana przez społeczeństwo i w obecnych czasach nie szokuje już tak bardzo jak kiedyś. Powoli opada do rangi normalności, co jest bardzo przykre, bo – przynajmniej dla mnie- małżeństwo to coś więcej niż tylko papierek, wspólny majątek i wspólne życie. Autorka pokazała co doprowadza do zdrady, jak wygląda życie małżonków gdy wszystko wyjdzie na jaw i to, że zawsze jedna ze stron cierpi bardziej, choć wina zazwyczaj jest po obu stornach, nawet jeśli to ta jedna osoba zdradziła. Zawsze są znaki, sygnały i błędy które popełniamy – może zbytnia uległość albo apodyktyczność? Może zaniedbanie męża czy żony, wykręcanie się pracą, zamiast poszukiwania okazji ku temu by spędzać razem czas – choćby poprzez wspólne śniadanie, spacer czy wykonywanie domowych obowiązków. Myślę, że warto się nad tym zastanowić – nie wtedy kiedy będzie się już świeciła pomarańczowa lampka na alarm, ale właśnie wtedy gdy wszystko jest dobrze – tak, aby to pielęgnować i nie dopuścić do włączenia alarmu.
Powieść Agnieszki Olejnik otula ciepłem i rodzinną atmosferą. Uświadamia, że w życiu ważne jest by żyć w zgodzie ze samym sobą, by nie odmawiać sobie małych przyjemności i nie tkwić w czymś, co nie przynosi nam satysfakcji – szczególnie na polu zawodowym. To również książka, która pokazuje jak ważna jest przyjaźń, wsparcie przyjaciół i bezinteresowna pomoc. Dodatkowo nutka świątecznej atmosfery powoduje, że książka jest.. przytulna. W tle czuć zapach pierniczków, słychać rodzinny gwar, nad głowami wisi jemioła skłaniająca do czułości. I co najważniejsze - przecież w Wigilijny wieczór mogą zdarzyć się cuda! Być może i Joanna jakiegoś doświadczy?
Będę ją miała na uwadze w przyszłe święta Bożego Narodzenia, bo po ostatnich lekturach w tym klimacie nie szukam tego w książkach :). Teraz bardziej mnie interesuje krew i trup :D!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
ciekawa recenzja :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie na taką książkę mam ochotę.
OdpowiedzUsuńUwielbiam świąteczne klimaty!
OdpowiedzUsuńLubię czytać świąteczne powieści. Mimo, że większość z nich powiela schematy, klimat świąt jest zawsze wyjątkowy :)
OdpowiedzUsuń