wtorek, 27 marca 2018

Dzień ostatnich szans - Robyn Schneider

Lane jest ambitnym siedemnastolatkiem, który już od dawna ma zaplanowaną przyszłość. Ukończenie liceum z wyróżniającymi ocenami i prestiżowy uniwersytet to jego najwyższe priorytety. Przyszłość jednak potrafi zaskakiwać i w najmniej oczekiwanym momencie pokrzyżować plany młodego człowieka. Wiadomość o lekoopornej gruźlicy i przymusowym pobycie w ośrodku Latham House to dla Lane nieplanowane wakacje. Mimo choroby stara się wciąż dążyć do obranego sobie celu i nie dopuszcza do siebie myśli, że coś mogłoby pójść inaczej niż w scenariuszu który sobie zaplanował.
Sadie na przekór chorobie stara się łapać każdą chwilę w życiu. Ośrodek traktuje przyjaźnie, nie tak jak wielu - jak więzienie. Tutaj odkrywa swój talent i wraz z grupą przyjaciół stara się zachowywać maksimum normalności. 
Znajomość z Sadie pomaga Lane'owi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Choroba jednak działa swoje i gdy przychodzą słabsze momenty, żadne z nich nie dopuszcza do siebie myśli, że każda chwila może być ostatnią. 

Dzień ostatnich szans porusza bardzo ważne tematy - ważne i trudne, o których mówi się przyciszonymi głosami, ze strachem ściskającym gardło i przerażeniem wyzierającym z oczu. Nikomu nie jest łatwo stawać w obliczu choroby, a co dopiero, gdy choroba dotyka człowieka, który dopiero wkracza w życie? Czasem zastanawiam się, czy wiadomość o chorobie jest trudniejsza dla człowieka, którego bezpośrednio ona dotyka, czy dla bliskich, dla ludzi, dla których ten człowiek jest najważniejszy? W powieści Robyn Schneider Lane w obliczu choroby stara się zachowywać tak, jak dotychczas. Uczy się i na przekór wszystkiemu chce dążyć do wyznaczonego sobie celu. Jedyną myślą jest to, że wkrótce wyzdrowieje. Nie dociera do niego, że każdy kolejny dzień może być ostatnim, że choroba sieje spustoszenie w jego ciele i wkrótce może wygrać walkę. Wbrew wszystkiemu, być może takie podejście było dla niego jakimś sposobem na to, by nie zwariować? W tym trwaniu w normalności pomagała mu grupa przyjaciół, których poznał w Latham - Sadie, Nick, Charlie i Marina. Autorka pięknie pokazała więź, jaka narodziła się pomiędzy piątką młodych ludzi, których życie nagle rzuciło na głęboką wodę. Wsparcie, akceptacja, wzajemne zaufanie i podnoszenie na duchu poprzez zwyczajne, codzienne czynności czasami działało niczym najlepszy lek. 

Oprócz nieuleczalnej choroby istnieją też inne kwestie, które porusza autorka w swojej powieści. Przede wszystkim marzenia i jak cienka jest granica między ich realizacją a zatraceniem się. Jestem osobą, dla której marzenia są ogromną wartością. Uważam, że bez marzeń świat byłby smutny i monotonny, a ludzie osowiali i jednakowi. Ja sama uważam, że dzięki marzeniom moje życie jest szczęśliwsze. Dopiero ta książka uświadomiła mi, że czasem warto przystopować i nie dążyć za wszelką cenę do spełnienia marzeń, bo po drodze możemy stracić coś znacznie ważniejszego. Uważam, że warto marzyć i warto dążyć do realizacji postawionych sobie celów, ale tak jak Lane - czasem trzeba pozwolić sobie na odrobinę luzu, a być może okaże się to dla nas jeszcze lepsze. 

Dzień ostatnich szans to młodzieżówka nieco inna niż wszystkie. Wątek miłosny nie gra to głównej roli, jest jedynie uzupełnieniem tego, co daje nam autorka w historii młodych ludzi cierpiących na nieuleczalną chorobę. Książkę czyta się zaskakująco szybko, styl autorki jest bowiem bardzo przyjazny i prosty. Bohaterowie dobrze wykreowani - może trochę zabrakło mi tego czegoś, co sprawiłoby, że byliby pełnokrwiści i realistyczni, ale nie da się ich nie lubić. Każdy z nich miał swoje życie, pasje, marzenia i cele, które - być może nigdy nie miały zostać osiągnięte. Książka trzyma w niepewności - nigdy nie wiemy, czy za kilkanaście stron dane nam będzie obcować jeszcze z którymś z bohaterów. Książka jest smutna, wzruszająca, ale przede wszystkim bardzo pouczająca i dająca nadzieję. Postać Lane pokazuje, że warto walczyć i nie poddawać się na starcie - że nawet najbardziej trudna sytuacja ma czasem wyjście. 

Powieść Robyn Schneider to lektura nie tylko dla młodzieży, choć zapewne najbardziej spodoba się młodym czytelnikom. Na pewno będzie wzruszać, ale też bawić, bo z tą piątką przyjaciół nie da się nudzić. To historia przede wszystkim o chorobie i cierpieniu, ale też o przyjaźni, miłości, marzeniach i życiu, które dla każdego człowieka ma ułożone inny scenariusz. Książka mnie nie porwała, nie odebrała mi tchu, ale była bardzo pouczająca. Uprzedzam - jak już zaczniesz czytać, ciężko jest się oderwać. 

środa, 14 marca 2018

November 9 - Colleen Hoover

Zazwyczaj w tym miejscu pojawia się krótkie streszczenie fabuły, ale tym razem spróbuję wpleść to w opinię o książce. Zwyczajnie nie wiem jak się za to zabrać..

Krąży wiele takich pogłosek po Internecie, że książki Hoover rozwalają emocjonalnie i rozdzierają serca. Ja jestem wymagającą czytelniczką i ciężko jest mnie zmusić do płaczu czy choćby doprowadzić do takiego stanu, że nie mogę odłożyć książki na bok. Z drugiej strony - jestem osobą, która w każdej książce próbuje wyszukiwać pozytywy i naprawdę bardzo rzadko krytykuję książki, co niektórym może wydać się dziwne. Z Colleen Hoover spotkałam się poprzednio dwukrotnie - przy lekturze Maybe someday, którą uwielbiam i uważam za jedną z najlepszych książek młodzieżowych i Ugly love, która mi się podobała, ale nie do końca rozumiem zachwyt tą książką. Teraz, dzięki cudownej Justysi, miałam okazję przeczytać November 9.

Pisząc November 9 autorka miała bardzo oryginalny pomysł. Napisała książkę o książkach i - jakby to ująć - książkę w książce. Już wyjaśniam, a przynajmniej się postaram. Główni bohaterowie - Fallon i Ben spotykają się przypadkiem 9 listopada. Fallon jest aktorką, której kariera legła w gruzach przez tragiczne wydarzenie z przeszłości. Ben to początkujący pisarz, który szuka swojej muzy. Spędzają ze sobą jeden dzień i już wtedy czują, że jest w ich relacji coś wyjątkowego. Jakieś przyciąganie, powiązanie, zrozumienie. Każde z nich ma jednak swoje życie. Postanawiają spotykać się co roku 9 listopada przez 5 lat, a Ben ma napisać o tym książkę. To co czytamy to - jakby nie patrzeć, książka Bena.

Nie chcę zdradzać zbyt wiele, dlatego ciężko pisze mi się tę recenzję. Wyobrażacie sobie spotykać się z osoba, która zdecydowanie znaczy dla Was coś więcej raz do roku? A w między czasie nie mieć ze sobą żadnego kontaktu: telefonicznego, mailowego czy nawet na Facebooku? Ja próbowałam sobie wyobrazić i samo to było dla mnie męką, a co dopiero musieli przechodzić nasi bohaterowie?

Każdy nowy rozdział to kolejny 9 listopada, a pomiędzy nie mamy nic. Dowiadujemy się tyle, ile dowiedzą się bohaterowie na swoim spotkaniu. Rozdziały są pisane na przemian z perspektywy Fallon i Bena, dzięki czemu doskonale rozumiemy i odczuwamy bohaterów. Mimo tego, że są te dwie perspektywy, są też tajemnice, które wychodzą na jaw dosyć późno i potrafią nieźle wbić w fotel.

Czekałam z niecierpliwością na każdy 9 listopada. Odczuwałam bardzo wiele. Wyczekiwanie, niecierpliwość i niepewność, trochę smutku, radości, ogrom tęsknoty. Im było bliżej, tym więcej czułam motylków w brzuchu ale też odrobinę strachu, bo przecież tak wiele mogło się wydarzyć przez jeden rok. I owszem - działo się bardzo dużo.

Do bohaterów generalnie nie mam żadnych zastrzeżeń. Poznajemy ich jako osiemnastolatków, którzy i tak są nadzwyczaj dojrzali. I razem z nimi przechodzimy przez kolejne lata, więc pod koniec książki jesteśmy już zaprzyjaźnieni z dwudziesto-cztero latkami. Bardzo fajnie widać ich przemianę: to jak dorastali, jak zmieniały się ich priorytety, jak dojrzewali i jak dojrzewało w nich uczucie. Plusem jest też to, że powieść nie jest przesłodzona, bo miłość pomiędzy bohaterami co prawda jest gwałtowna, ale przez wzgląd na to, ze spotykają się raz do roku nieco stłumiona. Nie tylko na uczuciu opiera się ta książka, bo jest też trochę sztuki i przede wszystkim - samego życia. Oprócz tego, co dzieje się między bohaterami poznajmy również rodzinę Bena, w której wiele się wydarzyło w przeciągu tych sześciu lat. Coś, co mnie zauroczyło, to jak autorka w piękny sposób pokazała braterską więź, miłość i solidarność. 

Jedno muszę zarzucić tej książce: zbyt wiele tragedii. Wiem, że to być może dzięki temu książka jest tak emocjonująca, ale chyba wolałabym by przynajmniej dwie tragedie które się wydarzyły, nie miały tam prawa istnienia. Odnoszę wrażenie, że autorka na swoich bohaterów zwala zbyt duży ciężar, zbyt wiele nieszczęść, co sprawia, że czasami powieść traci na realności. Dla mnie już wystarczająco emocji dostarczył sam układ między bohaterami, i gdyby nie te wszystkie zła świata które im się przytrafiały, książka w moim odczuciu byłaby bardziej wiarygodna. Zbyt wiele wątków i nowości - w pewnym momencie już nie wiadomo na czym się skupić.

Pomimo tego, November 9 i tak uważam za cudowną, przepiękną książkę, która wnosi coś nowego. Tak jak przy wcześniejszych lekturach, podtrzymuję i przy tej: autorka potrafi zrobić taką emocjonalną papkę z czytelnika, że aż dziw, że potem idzie się pozbierać. Ale tak - jakimś cudem, litery składające się w słowa i słowa układające się w zdanie które tworzę fabułę potrafią zdziałać rzeczy niemożliwe i niczym cudowny lek uleczyć potrzaskane serce.

November 9  nie jest ambitną lekturą, która poruszy ważne życiowe tematy. Chociaż, skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie ma tu trudnych tematów. Autorka porusza kwestię utraty bliskiej osoby i próby ułożenia sobie życia po tragedii, a także tego, jak radzić sobie z błędami przeszłości. Ale jeśli szukacie lekkiej powieści z ogromną dawką emocji to November 9 jest propozycją idealną. Przygotujcie się na emocjonalny rollercoaster, który zabierze Was w podróż na przestrzeni sześciu lat razem z bohaterami, których życie nie oszczędzało. Trudno mi określić co to, ale November 9 ma w sobie coś, co sprawia, że już od pierwszych stron czułam wyjątkowość tej lektury. To taka aura, klimat, coś, co sprawia, że miałabym ochotę przytulić tych bohaterów i samą autorkę za to, że napisała taką książkę. 

niedziela, 11 marca 2018

Zatytułuj swoje życie tag

Jakiś czas temu u Sylwii przeczytałam tag, który podoba mi się chyba jak żaden inny. Dlatego sama też postanowiłam się zabawić i dziś przychodzę do Was z jego wykonaniem. Mam nadzieję, że Wam również się spodoba!

1. Zatytułuj swoje życie: Cuda i cudeńka (A.Olejnik)
Uważam, że moje życie jest cudowne takie jak jest. Staram się szukać małych powodów do radości i pamiętać dobre chwile. Samo życie jest przecież cudem, dlatego od teraz przyjmuję tytuł dla mojego życia: cuda i cudeńka. 

2. Idealny weekend: Garść pierników, szczypta miłości (N.Sońska) 
Jestem typem domatorki, i choć uwielbiam intensywnie spędzane weekendy, jak na przykład długie wycieczki rowerowe czy ruszenie przed siebie samochodem w nieznane i zwiedzanie, to najbardziej lubię te weekendy spędzone w gronie najbliższych. W sobotnie przedpołudnie wraz z siostrą czy mamą wspólnie upieczemy ciasto, później posiedzimy przy stole po prostu rozmawiając. Nie ma nic bardziej idealnego niż wieczór spędzony z ukochaną osobą w domowym zaciszu i niedzielna wizyta u dziadków. Dlatego - wystarczy garść pierników i szczypta miłości, by było idealnie. 



3. Przygoda, którą chciałabyś przeżyć:  Najdłuższa podroż (N. Sparks)
Chciałabym się kiedyś wybrać w podróż, długą podróż.. maluchem mojego chłopaka. Może nad morze? Zważając, że jestem z południa Polski byłaby to dłuuuga podróż, zwłaszcza dla małego fiata. Dla niego na pewno najdłuższa ;-) 

https://groshka.deviantart.com/art/maluch-525255997

4. Nadaj imiona swoim dzieciom: Róża (A.Opolska) oraz  Ida sierpniowa (M.Musierowicz) i Michał Jakiśtam (E.Nowak) 
Wszystkie te imiona mi się podobają - te dla dziewczynek bardziej i nie wykluczam, że któreś mogłoby być imieniem mojego dziecka. Zwłaszcza Ida bardzo przypadła mi do gustu. 

5. Wymarzona praca: Pracownia dobrych myśli (M.Witkiewicz) 
I tutaj mam problem, bo nie mam mocno sprecyzowanych marzeń dotyczących pracy. Kiedyś chciałam być nauczycielką, i dalej gdzieś tam to we mnie drzemie. Później przyszła pora na księgową, ale teraz nie widzę siebie za bardzo w tej roli jako jedynej i stałej pracy. A najbardziej chciałabym robić coś, tworzyć coś samodzielnie i dawać przez to radość innym. Mogłabym pracować właśnie w takiej Pracowni dobrych myśli jak w powieści Magdaleny Witkiewicz - tworzyć coś, co będzie wywoływało pozytywne emocje u innych.

6. Miejsce, które chcesz odwiedzić: Wichrowe Wzgórza (E.Bronte) 
Chciałabym odwiedzić Anglię, a ta Anglia ukazana w powieści Brote wydaje się być niezwykle klimatyczna i urokliwa. Może odwiedzając Yorkshire udałoby mi się nawet poczuć aurę tej wyjątkowej książki? 



7. Życie uczuciowe: Wyśnione szczęście (K.Hannah) 
Czy muszę tu coś dodawać? Nawet nie marzyłam kiedyś o tym, by być tak szczęśliwa, jak jestem teraz z moim mężczyzną. Więcej nic nie trzeba tu pisać. 

8. Pytanie, które sobie zadajesz: Trafny wybór (?) (J.Rowling) 
Nie znalazłam tytułu z formie pytania, ale znalazłam tytuł, który jest idealny dla tej kategorii. Ostatnio mam taki czas, że ciągle sobie zadaję pytanie, czy to co robię, czy tu gdzie jestem to trafny wybór? Nie żałuję żadnej decyzji, której podjęłam, a która doprowadziła mnie do tego punktu w życiu, ale wciąż, nieustannie, czegoś mi brak i stąd to pytanie.

9. Nazwa dla twojego królestwa: Lawendowy pokój (N.George) 
Mało chwytliwa nazwa, ale spośród kandydatów na nazwę mojego królestwa ta wydała mi się najbardziej odpowiednia. A lawendę lubię, bardzo, więc czemu nie Lawendowy pokój. 

10. Nazwa dla twojego zespołu:  Feblik (M.Musierowicz) 
Początkowo miała być inna nazwa, która zabrzmiałaby jak zespół metalowy, ale ostatecznie bardziej spodobało mi się delikatnie brzmiące Feblik. Czyż to słowo nie wydaje wam się takie.. lekkie i subtelne, a zarazem wyrafinowane? Ej, chyba znalazłam właśnie swoje ulubione słowo w języku polskim! :D 

11. Aktualny nastrój: Tęsknię za Tobą (H.Coben) 
Nie wiem, czy tęsknotę można nazwać nastrojem, ale właśnie to teraz najmocniej odczuwam. Tęsknię za domem, rodziną, znajomymi z Polski. Ta tęsknota jest tak silna, że czasem odbiera apetyt, siłę, motywację i radość z życia. Ale to tylko chwilowe i dzielnie walczę. Na szczęście został tylko nieco ponad tydzień i wreszcie będę w domu <3 




12. Ulubiony kolor:  Zieleń szmaragdu (K.Gier) 
Tak naprawdę to ciężko mi jest wybrać jeden ulubiony kolor, bo to ciągle się zmienia, ale bardzo lubię żywe, wyraziste kolory. Takim kolorem jest właśnie zieleń,  a zieleń szmaragdu w szczególności lubię. Poza tym, podobno mi do twarzy w zielonym ;-) 

13. Opisz swoją booktube bestie: tutaj nie wstawiam nic z prostego powodu - najzwyczajniej w świecie nie ślędzę booktube'a :) 

14. Co sądzisz o 2017 roku?:  Ulubione momenty (A.Popescu) 
Rok 2017 to przede wszystkim mnóstwo zmian w moim życiu, dużo nowych początków i nowych doświadczeń. Obroniłam tytuł licencjata, rozkwitło moje życie uczuciowe i zmieniłam miejsce zamieszkania. Przeżyłam wiele cudownych chwil i chyba w żadnym roku wcześniej nie zebrałam tyle ulubionych momentów. Rok 2017 zaczął się cudownie i był cudowny. Chyba mój ulubiony. 

15. Plany na lato: Oddam Ci słońce (J.Nelson) 
Chcę słońce, dużo słońca i chcę się tym słońcem cieszyć. Poprzednie lato kojarzy mi się z deszczem i chłodem, dlatego teraz zrobię wszystko, by choć przez tydzień skosztować słońca i ciepła. 



16. Cele na 2018: Jutro będziemy szczęśliwi (A.Dąbrowska), Lion. Droga do domu (Y.Gyasi)
Tutaj zdecydowałam się na dwa tytuły, bo cele mogę podzielić na dwie kategorie: takie permanentne, które przechodzą z roku na rok i się nie zmieniają, i takie, które postawione są na dany, konkretny rok. I tak pierwszy tytuł odnosi się do pierwszej kategorii: chcę po prostu być szczęśliwa każdego dnia, dlatego w każdy dzień wchodzę z założeniem, że będzie to dobry dzień. A wieczorem powtarzam sobie, że jutro też będę szczęśliwa. Drugi tytuł to coś, o czym nie mówię jeszcze zbyt głośno, ale być może uda mi się w tym roku wrócić już na stałe do domu, do Polski. Czas zweryfikuje. 



Mam nadzieję, że tag Wam się podobał, i nie zanudziliście się czytając go w moim wykonaniu. A ja, do wykonania tagu zapraszam:

drugą Olę ;-) 

Komu z Was przyszedł do głowy od razu jakiś tytuł do danej kategorii? Podzielcie się swoją interpretacją, bo jestem strasznie ciekawa! :-) 



poniedziałek, 5 marca 2018

Jutro będziemy szczęśliwi - Anna Dąbrowska


W jego spojrzeniu kryło się słońce i pierwszy, wiosenny deszcz. Schowały się skrzące płatki śniegu i migoczące łzy szczęścia. Mówi się, że mężczyzna obdarza takim spojrzeniem kobietę tylko trzy razy w życiu - za pierwszym razem, gdy jej pożąda, za drugim, gdy wyznaje miłość,a trzeci raz to moment, kiedy kobieta pierwszy raz trzyma ich dziecko w swoich ramionach.

Adam był dla Zuzanny całym życiem. Pojawił się w jej życiu niespodziewanie, a jeszcze bardziej niespodziewanie zniknął z niego trzy lata temu. Od tego czasu dziewczyna nie ma od niego żadnych wieści i przez ani jeden dzień nie czuła się pogodzona z jego nagłą ucieczką. Mimo, że Zuza próbuje na nowo poukładać swoje życie, cierpienie po stracie ukochanego nie pozwala jej żyć pełnią życia. Gdy wreszcie postanawia wziąć się w garść i zacząć wszystko od zera, zjawia się Adam...

Szczerze mówiąc, nawet nie wiem co popchnęło mnie do decyzji, że muszę przeczytać tę książkę. Lubię książki ze świąteczną atmosferą i w dużej mierze to mnie do niej przekonało (początkowo miałam zamiar przeczytać ją w grudniu, ewentualnie początkiem stycznia), a może podświadomie czułam, że to książka, jakiej od dawna szukam? 

Autorka wprowadza nas do świata prostych ludzi, którzy tak jak my, mają swoje życie przepełnione codziennością i rutyną, problemami, smutkiem i cichym cierpieniem, ale też maleńkimi szczęściami, ciepłem i radością. Każdy z bohaterów jest realny, żywy, bardzo starannie dopracowany. Oprócz Zuzy i Adama poznajemy szereg mniej istotnych dla ich historii bohaterów, ale wnoszących wiele do fabuły. I tak poznajemy Panią Tokarską - miejscową plotkarę, która pierwsza wie o wszystkim, co dzieje się w Urokliwem. W głębi serca jest jednak samotną kobietą, której życie nie oszczędzało, pragnącą bliskości i zrozumienia drugiego człowieka. Tuż obok niej jest Pani Michalska, której córka wyjechała na studia i od lat nie widuje się z matką. Kobieta bardzo tęskni za swoja córką i co roku ma nadzieję, że ta zjawi się w domu na Wigilię. Podobnie jak Pani Tokarska jest smutna i samotna, ale ma dobre serce i wiele ciepła w sobie. Poznajemy też Pana Alberta  - starszego mężczyznę, który pomaga w sklepie ojcu Zuzanny. Starszy pan nie raz potrafi w prosty sposób uświadomić życiową prawdę i dodać otuchy.

Nareszcie mamy Zuzę i Adama. Zuzanna kiedyś marzyła o studiach i życiu w wielkim mieście, ale jej pasją jest pieczenie i gotowanie. Uwielbia tworzyć i dekorować torty. Jednak porzucenie przez Adama zdusiło chęć do jakiegokolwiek działania i odtąd jedynym jej zajęciem było pomaganie ojcu w prowadzeniu sklepu. Już od samego początku czułam ból i smutek Zuzanny. To tak, jakby oderwać cząstkę siebie i spróbować żyć bez jakiejś bardzo ważnej dla nas części, a dodatkowo z dziurą w sercu. Autorka doskonale przekazała uczucia i emocje, jakie odczuwali bohaterowie,  w bardzo prosty, ale dobitny sposób. Z kolei Adam początkowo wydaje się postacią tajemniczą i przez wzgląd na jego postępek - bezczelną. Jednak już po kilkudziesięciu stronach przekonałam się, że bardzo się myliłam. Mimo, że nie popierałam jego postępowania, z całego serca mu kibicowałam i współczułam. Nie chcę zdradzić za wiele, dlatego nie zdradzę co wzbudziło we mnie takie odczucia względem niego, ale myślę, że większość czytelników poczuje podobnie.

Jutro będziemy szczęśliwi to książka w świątecznym klimacie. Akcja powieści rozgrywa się w grudniu, na przestrzeni całego miesiąca. Otula świątecznym, rodzinnym klimatem i pobudza tęsknotę za tymi wyjątkowymi dniami w roku. Nic jednak nie przeszkadza, by czytać ją w każdym  innym momencie roku. Wydarzenia widzimy na przemian z perspektywy Zuzanny i Adama, co pozwala nam zrozumieć obydwie strony, Moim zdaniem właśnie to sprawia, że książka jest bardzo emocjonująca i grająca na uczuciach czytelnika. Bardzo lubię taki zabieg, a dawno już nie czytałam książki skonstruowanej w ten sposób, więc czytało mi się na prawdę rewelacyjnie.
Akcja toczy się dosyć szybko, mamy kilka retrospekcji, dzięki którym dowiadujemy się jak poznali się Adam i Zuza, jak wyglądały początki ich znajomości i związku. Wydarzenia rozgrywają się w małej miejscowości Urokliwe, tuż przy niemieckiej granicy. Miasteczko w tym świątecznym czasie jest urocze, otulone śniegiem i losami żyjących w nim ludzi. Książka jest napisana bardzo prostym, przyjemnym językiem, bez zbędnych górnolotnych wyrażeń i przemyśleń. Porusza temat niepełnosprawności, radzenia sobie z utratą bliskich osób i bólem jaki po tym zostaje.

Jutro będziemy szczęśliwi to powieść o miłości i zaufaniu, ale przede wszystkim, o sztuce wybaczania i radzenia sobie z własnymi ułomnościami. To książka, z której na każdym kroku wyziera serdeczność i ludzka dobroć, ale też do głosu dochodzą brzydkie strony życia - zazdrość, nienawiść i chęć bycia lepszym od innych. Momentami słodka, czasami gorzka - tak jak życie - powieść Anny Dąbrowskiej to historia pięknej miłości, która jest w stanie przetrwać nie tylko rozłąkę i ukrywanie prawdy, ale też to, co życie przychodzi niespodziewanie. Poza tym wyłania się też kilka życiowych prawd, które uosabiają bohaterowie, których wymieniłam wcześniej - Panie Tokarska i Michalska oraz Pan Albert. Jeśli szukacie książki lekkiej, wciągającej i otulającej ciepłem to właśnie znaleźliście - Jutro będziemy szczęśliwi zabierze Was w cudowną podróż poprzez życia kilku ludzi, których losy połączyło ze sobą przeznaczenie. Bardzo polecam, nie tylko na Święta!

A ja cieszę się tym bardziej, bo poznałam kolejną polską autorkę, której twórczość planuję poznać głębiej :)

czwartek, 1 marca 2018

Zapowiedź: Jo@nna

Kochani! Chciałabym Wam przedstawić najnowszą książkę Agnieszki Opolskiej, na którą czekałam od maja zeszłego roku, gdy po raz pierwszy usłyszałam o niej na spotkaniu autorskim z Panią Agnieszką :)  Książka ukaże się nakładem Wydawnictwa Axis Mundi.

Premiera: 8 marca 2018




Joanna, współczesna trzydziestolatka, matka dwójki dzieci, jest rozczarowana zastojem w swoim życiu: w jej partnerskim związku brakuje miłości, satysfakcji z seksu. Nie czuje się przez partnera zrozumiana. Gdy poznaje Anetę, bibliotekarkę uzależnioną od seks czatów, pod jej wpływem nawiązuje internetowy kontakt z tajemniczym „Writerem”.

Jo@nna to wielowątkowa powieść o dzisiejszych kobietach i problemach, z jakimi się zmagają. O macierzyństwie, jego trudach i urokach. O wyborze między rodziną a pasją i samorozwojem. O pragnieniu miłości i akceptacji, wreszcie o seksualności i bogatym życiu wewnętrznym, które często tłumione jest przez społeczne wzorce i nakazy. To dramat obyczajowy z elementami romansu, sensacji i komedii pomyłek.

Czy mimo kłopotów i rozterek, życie bohaterki znów zacznie się układać?

Kto z Was ma w planach? Kto zainteresowany?