Szczęście za horyzontem
Krystyna Mirek
Uwielbiam odkrywać nowych autorów, a zwłaszcza polskich. Chociaż o Pani Krystynie Mirek słyszałam już dawno, to wciąż brakowało sposobności by zapoznać się z jej twórczością. W końcu zdarzyła się okazja i sięgnęłam po Szczęście za horyzontem. Początkowo z obawami i pewnym dystansem, ale szybko przekonałam się, że bez potrzeby.
Nie pamiętam kiedy ostatnio pochłonęłam książkę w trzy dni. Uwierzcie, że kiedy książka naprawdę wciąga, przeszkody typu dużo obowiązków czy brak czasu nagle okazują się do przeskoczenia. Wtedy czyta się bez opamiętania, wykorzystuje każdą wolną chwile. Uwielbiam ten stan.
Szczęście za horyzontem to historia Justyny, której życie zmienia się w wyniku jednej niefortunnej decyzji. Traci wszystko co stanowiło jej uporządkowane, eleganckie życie: pracę, mieszkanie i partnera. Drugim torem biegnie historia Janka, wdowca i ojca wychowującego trójkę dzieci. Mężczyzna żyje w skrajnej nędzy i mimo ogromnych starań nie potrafi zapewnić swojej rodzinie lepszych warunków. Ich drogi się krzyżują zupełnie przypadkiem, a spotkanie tych dwojga na zawsze odmienia życie Janka i Justyny.
W pierwszej chwili myślałam, że nie polubię Justyny, bo jest zupełnie inną osobą niż ja. Nie podobał mi się jej styl życia, ani decyzje jakie podejmowała, a już w zupełności nie rozumiałam jej postępowania. Szybko jednak, dzięki tej powieści nauczyłam się, żeby nie oceniać ludzi po wyglądzie czy po samym zachowaniu. I o ironio, nauczyła mnie tego sama bohaterka. Potem poszło już jak z płatka. Zaprzyjaźniłam się z Justyną i patrząc z perspektywy czasu, nawet potrafię ją zrozumieć. Zaszła w niej jednak głęboka przemiana i stała się zupełnie nową, lepszą osobą.
Inaczej było w przypadku Janka - tego polubiłam od razu, mimo, że powierzchownie wydaje się być oschłym, surowym mężczyzną, nieczułym na krzywdę własnych dzieci. Mimo tego, w głębi serca czułam, że jest dobrym człowiekiem, mocno doświadczonym przez los i ostrożnie podchodzącym do życia - i nie pomyliłam się.
Ogromną moją sympatię zdobyły dzieci Janka - Wiktor, Emilka i Leoś. Te dzieci, mimo, że żyją ubogo i nie mają takich wygód jak inne dzieci, potrafią cieszyć się z każdej drobnostki, są gotowe wskoczyć za sobą w ogień i całym sercem kochają ojca. To właśnie ta książka uświadomiła mi też, że im mniej mamy, tym więcej rzeczy potrafimy w życiu docenić.
Moją sympatię zdobyła też babcia Łabędzka, co dziwne, bo jest ukazana w książce jako plotkara, kobieta bezwzględna nie mająca serca. Wydaje się, że jest przeciwko własnemu zięciowi i wnukom, chociaż to jedyne jej bliskie osoby. Czuję jednak, że pod skorupą surowości kryje się kobieta która nie potrafi okazać miłości, choć bardzo jej pragnie i wiele jej w sobie ma. I choć Justyna jej nie polubiła, myślę, że są w pewien sposób do siebie podobne i przy odrobinie chęci i szczerej rozmowie, mogłyby się dogadać i sobie pomóc.
Wszyscy bohaterowie - ci główni, którzy grają główną rolę, jak i ci troszkę mniej ważni, aż do występujących w tle są wspaniale wykreowani. Barwni i żywi, dzięki czemu książka wypada naturalnie.
Wszyscy bohaterowie - ci główni, którzy grają główną rolę, jak i ci troszkę mniej ważni, aż do występujących w tle są wspaniale wykreowani. Barwni i żywi, dzięki czemu książka wypada naturalnie.
Historia Justyny i Janka - bo teraz już tak można ją nazywać to historia dwójki ludzi zagubionych w świecie, szukających odkupienia. Nie jest to powieść o wielkiej miłości, bo skupia się na zupełnie czym innym, ale gdzieś tam spomiędzy kart wyłania się uczucie. Czasami wydawała mi się trochę nierealna - zwłaszcza początek, ale szybko o tym zapomniałam i dałam się porwać. Nie ma tu zbędnych dramatów, bo historia sama w sobie jest nieco gorzka, i bardzo podoba mi się, że pisarka nie dodawała niczego na siłę. Pani Krystyna bardzo prawdziwie ukazuje realia polskiej wsi. Sama pochodzę ze wsi i wiem, że w tak niewielkiej społeczności każde niecodzienne wydarzenie jest przez długi czas na językach mieszkańców.
Styl Krystyny Mirek jest dokładnie taki jak lubię: lekki, plastyczny, a język prosty i przyjemny w odbiorze. Czytałam z zapartym tchem. Rzadko się wzruszam, a w przypadku tej powieści zdarzyło mi się to kilkakrotnie. I miałam ten trudny dylemat czytelnika: czytać jak najszybciej, żeby już się dowiedzieć co będzie, czy jak najdłużej by móc się rozkoszować powieścią?
Zakończenie książki wzruszyło mnie najmocniej. I tak się zastanawiam, czy będzie kontynuacja? Bo właściwie zakończenie jest otwarte,ale czy autorka pokusi się o opowiedzenie nam dalszych losów bohaterów? Z jednej strony jestem ich bardzo ciekawa, ale z drugiej - czy tak jak jest, nie jest idealnie?
Szczęście z horyzontem to przepiękna, poruszająca powieść o ludzkiej słabości, popełnianiu błędów i poszukiwaniu drogi. To również historia o matczynej miłości, poświęceniu i bezinteresowności. Autorka pokazuje przede wszystkim, że nie mamy prawa oceniać ludzi po pozorach i że z każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji jest wyjście. Wzruszająca, przepełniona ciepłem, okruchami szczęścia i miłością powieść o blaskach i cieniach codzienności. Niosąca pozytywną energię i zastrzyk nadziei.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Edipresse Książki.
Książkę zacznę w ten weekend i mam ogromną nadzieję, że również tak mi się spodoba :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam nic autorstwa Krystyny Mirek, ale wiele dobrego o jej twórczości słyszałam. Myślę, że w końcu jednak to się zmieni, a zwłaszcza po Twojej recenzji :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Uwielbiam twórczość autorki:)
OdpowiedzUsuńNiestety, nie czytałam jeszcze książek Mirek, ale wszystko przede mną!
OdpowiedzUsuń