"Witajcie w Belmont, gdzie rządzą czarne gangi oraz irlandzka mafia (zależy od dzielnicy) i gdzie mieszka Finley. Jego dziadek nie ma obu nóg, ojciec pracuje na nocną zmianę, a matka zginęła w okolicznościach, o których nikt nie chce mówić. Finley też nie chce mówić – odzywa się tylko wtedy, gdy musi. Woli grać w koszykówkę. Jedyną osobą, która rozumie Finleya, jest jego dziewczyna Erin. Oboje co wieczór spotykają się na dachu jego domu, patrzą w gwiazdy i marzą o tym, aby wydostać się z piekła, jakim jest Belmont. Pewnego dnia trener Finleya prosi go o dziwną przysługę…"
Właśnie ten opis, opis z tyłu książki, zachęcił mnie do jej przeczytania. Kupiłam ją dawno temu w promocji i nie spodziewałam się, że stanie się jedną z moich ulubionych książek.
Finley ma osiemnaście lat. Jest koszykarzem. Chłopak zamknięty w sobie, nie ma przyjaciół ani znajomych, jedynym jego towarzystwem jest jego dziewczyna Erin, którą bardzo kocha. Chłopak czuje się nierozumiany i nieakceptowany przez społeczeństwo, dlatego zamyka się w swojej skorupie. Razem z Erin planują wspólną przyszłość, daleko od swoich rodzinnych stron.
Wszystko zmienia się, kiedy w jego domu pojawia się trener z prośbą o niecodzienną przysługę... Finley zgadza się pomóc trenerowi, co okazuje się niełatwym zadaniem.
Poznaje chłopaka, który przeżył ogromną tragedię. Chłopak ów każe zwracać się do siebie "Numer 21". Co wyniknie z tej przymusowej przyjaźni Finleya i Numeru 21?
Quick umiejętnie łączy ze sobą wątki tragedii, przyjaźni i miłości. Ciężko jest znaleźć wartościową książkę dla młodzieży, gdzie w taki subtelny a zarazem dobitny sposób ukazana jest idea przyjaźni, zrozumienia i miłości. Autor ukazuje potęgę jaką ma w sobie przyjaźń i miłość, ukazuje drogę do szczęścia.
Finley jest bohaterem nieśmiałym, ale jest chłopakiem, który nigdy się nie poddaje. Walczy o swoje do końca nie zważając na przeciwności. I kiedy wszystko wydaje się w jego życiu bezsensowne, Finley nie poddaje się.
Książka jest przewidywalna, ale niesie ze sobą tak duże przesłanie, że nie sposób jej nie docenić.
Jest lekka, ale dająca wiele do myślenia. Po jej przeczytaniu przez długi czas nie mogłam się z niej otrząsnąć.
"Zawsze mogę spojrzeć w kosmos i się zachwycić, bez względu na to, co się dzieje. A gdy spoglądam w górę, moje problemy robią się takie małe. Nie wiem czemu, ale zawsze czuję się wtedy lepiej."
Powieść uwodzi swoją subtelnością i emocjonalnością, w delikatny sposób oddziałuje na czytelnika, nieraz zmuszając do myślenia. Jest to jedna z nielicznych książek, przy których się wzruszyłam.
Polecam i zachęcam do lektury :)
Opis z okładki rzeczywiście zachęcający. Poza tym, książka zapowiada się bardzo ciekawie! :D Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńindywidualnyobserwator.blogspot.com
Z chęcią przeczytam :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą książkę, obecnie jest jedną z moich ulubionych :) Polecam Ci inne książki Quicka, a szczególnie „Wybacz mi, Leonardzie”, które jest nawet lepsze niż „Niezbędnik...”. Pozdrawiam i będę zaglądać :)
OdpowiedzUsuńCieszy mnie, że piszesz dobrze o innych książkach Quicka, bo przymierzam się do ich przeczytania, ale obawiałam się rozczarowania :) Teraz jakoś spokojniej do nich podejdę :)
UsuńChyba się na nią skuszę :) wiele razy robiłam podchody ale po Twojej recenzji chyba zapadła decyzja na "TAK"
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj i podziel się wrażeniami :) Mam nadzieję, że Ci się spodoba.
Usuń