Wczoraj wieczorem skończyłam lekturę najnowszej książki z serii Jeżycjada i naszło mnie na wspomnienia. Na "Wnuczkę do orzechów" czekałam od grudnia - w bibliotece był tylko jeden egzemplarz i trzeba było odczekać spokojnie, aż przyjdzie moja kolej.
Pamiętam, kiedy do swoich dziesięcioletnich łapek dostałam pierwszy tom tej serii - "Kwiat kalafiora" i zatonęłam. Na dobre. Teraz mam 20 lat i z taką samą przyjemnością sięgam po Jeżycjadę, a może nawet z większą. Śmiało mogę powiedzieć, że dorastałam z rodziną Borejków i teraz sama czuję się jak członek tej rodziny. Czasami ciężko mi jest uwierzyć w to, że ta rodzina to fikcja literacka. Czasami wydaje mi się, że oni istnieją naprawdę..
Ilekroć wracam do Jeżycjady, czuję się dobrze, ciepło i radośnie, czuję się jak w cudownej rodzinie, wśród cudownych ludzi. Niesamowite, jak bohaterowie dorastali razem ze mną, jak się zmieniali, zakładali własne rodziny, a teraz przychodzi nam obserwować losy ich dzieci.
A "Wnuczka do orzechów" jest tomem wyjątkowym - jest to jubileuszowy, 20. tom.
Autorka wprowadza zupełnie nowych bohaterów, o których nigdy wcześniej nie było mowy.
Tym razem akcja rozgrywa się latem, na wsi, nieopodal domu Patrycji. Tam zjeżdża się cała rodzina Borejków, uciekając przed upalnym miastem. Główna bohaterka jest przesympatyczną dziewczyną. Wreszcie spotykamy się z całą rodziną Borejków, chociaż najwięcej tu Idy, Ignasia i Józefa. Tego ostatniego bardzo, bardzo polubiłam - malutki Józinek ma już 18 lat - jak to szybko zleciało! Nawet Ignasia polubiłam w tym tomie - chociaż dalej nie należy do moich ulubionych bohaterów.
Pani Małgorzata Musierowicz tworzy niesamowity klimat. Jako, że sama mieszkam na wsi, bliska jest mi tematyka, a wieś, którą wykreowała autorka jest niemalże idealna - niestety, większość polskich wsi nie wygląda w taki właśnie sposób. A miło by było mieszkać w takiej spokojnej, życzliwej, rajskiej wsi.
Jak zwykle, nie brakuje tu humoru, nie brakuje śmiechu i zabawnych sytuacji.
Spotykałam się z wieloma negatywnymi recenzjami, dlatego podchodziłam do lektury pełna obaw, ale na szczęście, bezpodstawnie. Oczywiście, wszystko zależy od czytelniczego gustu, ale dla mnie powieść jest rewelacyjna.
Ciepła, zabawna, lekka - w sam raz na letni wieczór. A dla tych stęsknionych za Borejkami - idealna.
Jest zdecydowanie lepsza od poprzedniej, McDusi i chyba nawet lepsza od jeszcze wcześniejszych tomów. Dla mnie jest jedną z lepszych z Jeżycjady.
Ludzie albo kochają te książki albo nienawidzą. Ja niestety należę do tych drugich, ale to przez to, że w szkole zmuszali, żeby to czytać. Swoją drogą, widziałem tą książkę kiedyś w empiku i nawet nie pomyślałbym, że należy ona do tej serii :D Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńindywidualnyobserwator.blogspot.com
Aż się uśmiechnęłam, uwielbiałam tą autorkę, kiedy byłam jeszcze dzieckiem :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Jeżycjadę, choć w podstawówce czytałam jedynie pojedyncze tomy, teraz powtarzam systematycznie tomy, wypożyczyłam niedawno "Żabę" ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ja tak samo!
UsuńI też zamierzam przeczytać wszystko od początku, ale jeszcze nie wiem kiedy się za to zabiorę.. :)
Czytałam tylko jedną książkę Musierowicz. Było to "Opium w rosole". Nie spodobała mi się za bardzo ta książka i nigdy nie sięgnęłam po inną tej autorki, mimo ze wiele osób powieściami Musierowicz się zachwyca.
OdpowiedzUsuń