Po dłuższej przerwie przyszedł czas na "Lawendowy pokój". Książka, na którą długo wyczekiwałam i której pragnęłam od momentu jej ukazania się.
"Lawendowy pokój" Niny George przenosi czytelnika do Francji, malowniczej Prowansji, gdzie co rusz czuć niesamowity klimat i magię miejsca.
W swojej barce "Aptece Literackiej" nazywanej Lulu, Jean Perdu, literacki farmaceuta sprzedaje książki jak lekarstwa - najpierw diagnozuje, a potem wręcza odpowiednią lekturę. Pomaga innym uporać się z problemami, ale nie potrafi uporać się z tym, co zakończyło się przeszło 20 lat temu..
Pan Perdu, mimo, że jest człowiekiem przyjaznym i życzliwym, jest zamknięty i pusty w środku. Może wiele mówić o uczuciach innych, ale nie potrafi przyznać się sam przed sobą do własnych uczuć. Ciągle ucieka, unika tego, co nieuniknione. Dopiero pewien list odmienia jego życie.
Główny bohater, pomimo, że jest postacią zdecydowanie pozytywną nie zaskarbił sobie mojej sympatii. Z niecierpliwością za to wyczekiwałam na pojawienie się na horyzoncie Maksa Jordana, młodego, zagubionego pisarza. Zdecydowanie ubarwił powieść.
Książka sama w sobie jest lekka i przyjemna, ale niestety też nudna. Dopiero ostatnie kilkanaście kart można uznać za bardziej ciekawe, wciągające, ale żeby dotrzeć do końca trzeba przebrnąć przez wiele nudnych stronic.
Dla osób, które są zafascynowane Francją z pewnością będzie dobrą lekturą, skarbnicą nie tylko miejsc ale i wielu potraw, na które przepisy można znaleźć na ostatnich stronach.
Dla tych, którzy szukają książki o miłości, w której nie wiele będzie miłości.
Po wielu świetnych opiniach spodziewałam się czegoś naprawdę wyjątkowego, magicznego, porywającego i zapierającego dech w piersiach, a okazało się, że książka - moim zdaniem - należy do przeciętnych.
wyzwanie: autorem jest kobieta
Zazwyczaj, kiedy nie polubię bohaterów nie spoglądam już na książkę zbyt przychylnym okiem, szkoda, że to zwyczajna i przeciętna powieść, ja również nastawiłam się na więcej :)
OdpowiedzUsuń