wtorek, 19 grudnia 2017

Smutne jest życie na emigracji

Jak może część z Was wie, od lipca mieszkam w Holandii. Miałam już zamiar kilka razy napisać coś o tym, jak wygląda tutaj moje życie, ale zawsze coś mi wypadało, coś przeszkadzało. Ale dzisiaj poczułam, że muszę się z kimś podzielić swoimi uczuciami. Być może to ten świąteczny czas, a być może po prostu nadszedł czas by to z siebie wylać.

Wiecie jak się żyje na emigracji? Smutno.

Masz wszystko. Nie brakuje Ci niczego. Zarabiasz w tydzień tyle co w Polsce w miesiąc. Masz ze sobą ukochaną osobę i z pozoru nic Ci nie potrzeba do szczęścia.

A tak na prawdę nie masz nic..

Twój "dom" to cztery ściany pokoju trzy na cztery metry. Spędzasz w nim cały wolny czas, gapiąc się w puste białe ściany. Za oknem widzisz mury domów sąsiadów, których nigdy nie widziałeś, mimo że mieszkasz tu już 3 miesiące. Codziennie rano budzisz się, jesz to samo śniadanie, idziesz do pracy. Potem wracasz, gotujesz obiad i idziesz do swojego pokoju. Tam "przeczekujesz" i zaczyna się od nowa.

Ale to nawet nie to jest najgorsze.

Najgorsze jest to, że nie żyjesz pełnią życia. Żyjesz obok niego. Wiesz, że jesteś tu z jakiegoś powodu, że masz cel, ale nie cieszysz się każdym nowym dniem. Chcesz, żeby jak najszybciej się skończył, żeby być bliżej powrotu do prawdziwego domu, do Polski. Odliczasz dni do urlopu, do spotkania z bliskimi. Nie chcesz, ale w podświadomości wiesz, że jeszcze 3 miesiące, jeszcze 90 dni zanim ich spotkasz, zobaczysz, przytulisz..

Bo rozmowy przez telefon ani na Skypie nie wystarczają. Co z tego, że zobaczysz przez szklany ekran ich twarze? Cieszysz się z tego, co Ci pokazują. Nową sukienkę, nową książkę. nowe firanki w pokoju. Pokazują Ci kota śpiącego na kanapie, wysyłają mnóstwo zdjęć nieistotnych dla innych rzeczy. Cieszysz się z tego. Cieszy Cię to, ale w głębi serca im zazdrościsz, że tam są wszyscy razem i tak bardzo chciałabyś być z nimi, dotknąć tej nowej sukienki i poczuć zapach książki, podrapać niesfornego kota za uchem. Tak bardzo byś chciała, że aż boli, ale przecież jesteś dzielna. Uśmiechasz się, żeby się nie martwili.

Każde nieodebrane połączenie od razu sprawia, że się zastanawiasz czy nic się nie stało. Czy wszystko tam w porządku? 

I tak omijają Cię kolejne urodziny, chrzciny, rocznice. Któregoś dnia próbujesz sobie przypomnieć śmiech mamy ale jest Ci ciężko odnaleźć w głowie jego barwę. Zamazują Ci się twarze. Brakuje Ci codzienności. Wspólnego picia herbaty, oglądania telewizji albo wykonywania nielubianych obowiązków. Nagle doceniasz to, na co wtedy narzekałaś. Teraz z przyjemnością przekopałabyś ogródek i wstała o 6 rano żeby jechać na targ po owoce. Brakuje Ci zapachu pierogów, tatowej kawy i pieczonego przez mamę jabłecznika. Brakuje Ci szczypiącego w policzki mrozu i wracania do domu z przystanku po ciemku, i świateł w domu gdy go już widzisz z oddali. Chciałabyś iść na zakupy z siostrą, z mamą, pogadać o głupotach. Odwiedzić babcię i dziadka. 

Słuchasz polskiego radia, przeczesujesz polskie strony internetowe. Na widok reklamy z gazetką Lidla stają Ci łzy w oczach. Bo zawsze jeździłaś tam z tatą w piątki na zakupy. Jesteś katolikiem, więc chodzisz na mszę, ale nic z niej nie rozumiesz, bo nie jest po polsku. Po raz pierwszy od 12 lat nie pójdziesz na Pasterkę, bo tutaj jej nie ma. 

Idąc ulicą widzisz roześmiane dzieci, spacerujące rodziny. Przez okno widzisz ciepło domów, miłość i szczęście jakie w nich mieszka. Ludzie żyją obok Ciebie i są szczęśliwi, a Ty żyjesz ledwie namiastką życia. Bo wiesz, że Twoje życie jest tam. Dopiero jak jesteś 1300 kilometrów od domu, doceniasz to, co tam było dla Ciebie codziennością. Tęsknisz tak bardzo, że już nie możesz. Boli. Bardzo.  Powstrzymujesz łzy i bierzesz się w garść, bo wiesz, że kiedyś tam wrócisz. Do domu. 

A najbardziej Ci źle, bo wiesz, że Święta spędzisz tak samo. Bez choinki, bez prawdziwej Wigilii. Bez bliskich. W pracy. 

I w pewnym momencie już nie wiesz, czy warto.  





13 komentarzy:

  1. Chyba ostatecznie bym się nie zdecydowałam. Wiem, że nie na takie słowa z pewnością liczysz, ale pieniądze są tylko pieniędzmi. a Straconego czasu niestety już nigdy się nie odzyska...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zgadzam się z Tobą całkowicie. Tylko to nie takie proste..

      Usuń
  2. Kochana, trzymaj się! :* Życzę Ci wytrwałości :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pani Agato, bo zaczynam się martwić. Uszy do góry, to minie, tylko nie wolno dać się pokonać temu smutkowi! Proszę sobie codziennie zafundować choćby malutki powód do radości. Ja w najczarniejszych okresach mojego życia robiłam sobie własnoręczny kalendarz, na którym oznaczałam kolorami to, na co czekałam. I codziennie skreślałam miniony dzień - dzięki temu widziałam, że ta upragniona chwila jest już coraz bliżej. Zresztą każdy sposób jest dobry.
    Proszę się nie dać zimowo-emigracyjnej depresji!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za wsparcie. Być może rzeczywiście spróbuję sobie szukać małych przyjemności i powodów do radości, a będzie mi dzięki temu łatwiej. Dziękuję za pomysł!

      Usuń
  4. To jeden z powodów, dla których ja nie umiałabym nie mieszkać w Polsce - daleko od rodziny. Po drugie czułabym się obco bez j. polskiego dookoła. Oby te trzy miesiące uciekły ci szybko <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja język polski mam na co dzień, bo mieszkam z Polakami i pracuję z Polakami, ale to nie to samo.. Oby, byle do marca <3

      Usuń
  5. A no niestety takie jest życie daleko... Ale i tak większość powie, że im to dobrze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak - bo każdy myśli, że jak ktoś jest za granicą to żyje w luksusach, a nie wie jak wygląda to na prawdę..

      Usuń
  6. Twoje słowa są mi bliskie i znajome, z racji tego, że sama od ponad dwóch lat mieszkam w Anglii. Rzeczywiście, niczego mi nie brakuje, mogę sobie pozwolić na więcej niż w Polsce, również wesprzeć rodziców, mam tam chłopaka i mam siostrę, ale to nie to samo, ponieważ wciąż nie czuję się u siebie. W Anglii nie ma moich rodziców, ulubionych miejsc, ciepła rodzinnego domu, obowiązuje inny, nieznany mi w stopniu zadowalającym język, pogoda również jest inna. To moje nie-miejsce.

    Trzymaj się ciepło i staraj się pamiętać o wyznaczonym celu, ja pocieszam się właśnie w taki sposób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mnie rozumiesz. Tylko ten cel mnie tu trzyma. Dziękuję za słowa wsparcia!

      Usuń
  7. O kurczę :( Ja teraz mieszkam jakieś 130 kilometrów od rodziny i przyjaciół i już mi jest strasznie, ale to raptem dwie godziny drogi, więc jeszcze nie jest tak źle :( Jednak potrafię Cię zrozumieć, to jest okropne uczucie :( :( Ale głowa do góry, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło... Życzę wytrwałości i nieskończonych pokładów optymizmu ^_^

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszego działania - dziękuję!
Postaram się odpowiadać na Wasze komentarze i odwiedzać Wasze blogi :)