poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Na końcu tęczy- Cecelia Ahern & Love, Rosie

Na końcu tęczy to książka absolutnie oryginalna i wzruszająca. Romans, jakich wiele, ale tak nietypowy, że na długo zapada w pamięć czytelnika.

Rosie i Alex poznali się, kiedy mieli 5 lat. Od tego czasu są nierozłączni. Dzielą się ławką w szkole, dzielą się wolnym czasem, dzielą się nawet swoimi snami.  Z czasem ich przyjaźń przeradza się w coś poważniejszego, ale żadne nie przyznaje się do tego uczucia- nawet samo przed sobą. Kiedy z dzieci stają się nastolatkami, nie jest tak łatwo ukryć to, co do siebie czują. Niestety, Alex zmuszony jest do przeprowadzki,a  co za tym idzie, przyjaciele zmuszeni są do rozłąki.. Rodzi się plan wspólnego studiowania w Bostonie, i kiedy niemal wszystko zostaje dopięte na ostatni guzik, zdarza się coś, co na zawsze może przekreślić plany Rosie i Alexa.

Nienawidzę książek, w których nie ma dialogów. Takie lektury męczą mnie i stają się w pewnym momencie katorgą. Dlatego też długo zwlekałam z przeczytaniem Na końcu tęczy, lub jak też ktoś woli Love, Rosie, bo pod takim tytułem teraz ta książka funkcjonuje. Obawiałam się. Nie przepadam też za książkami epistolarnymi, ale Na końcu tęczy złamało wszelkie schematy. Nie przeszkadzało mi to, że składa się z listów, rozmów z komunikatora internetowego, pocztówek i krótkich liścików. Każdy list i każdą wiadomość chłonęłam, czekając na odpowiedź tego drugiego bohatera tak niecierpliwie, jakby chodziło o mnie. Pierwsze moje spotkanie z książką całkowicie złożoną z listów uważam za niezwykle udane.

Co do samej książki, jak już wcześniej wspomniałam - oczarowała mnie. Historia wydaje się być banalna, ale jest również nietypowa. Dzięki temu, że widzimy wydarzenia z perspektywy bohaterów, z perspektywy listów, znamy ich uczucia i możemy się w pełni wczuć w Rosie czy Alexa. Rzadko wzruszają mnie książki, ale ta jest inna. Nie doprowadziła mnie do łez, ale sprawiła, że przez kilka godzin siedziałam otępiała i zastanawiałam się - co gdyby wszystko potoczyło się inaczej?

Podziwiam Rosie i Alexa za ich przyjaźń. Teraz tak ciężko o prawdziwą, czystą przyjaźń, nieuwarunkowaną pieniędzmi czy innymi wymaganiami. Podziwiam ich wytrwałość i to, że mimo dzielących ich tysięcy kilometrów potrafili wytrwać przy sobie - razem ale osobno tak wiele lat. Książka jest tym mi bliższa, że sama jestem na co dzień rozdzielona z chłopakiem, dlatego książka  podniosła mnie na duchu i utrwaliła w tym, że warto walczyć o swoje, że warto dążyć do spełniania marzeń, że warto walczyć o miłość, nawet gdy jest pod górkę.

Książkę oczywiście polecam - warto przeczytać, warto pomyśleć o tym, co łączyło Rosie i Alexa.
Egzemplarz miałam z biblioteki, ale prawdopodobnie za niedługo zakupię swój własny, bo już teraz wiem, że do niej wrócę.


Będąc pod ogromnym wrażeniem książki, wieczorem zasiadłam przed laptopem i obejrzałam film, Love, Rosie. Po pierwsze, film kolosalnie różni się od historii w książce. Ale, niełatwo jest pokazać w filmie książkę, która napisana jest w formie listów. Pomimo tego, że chyba więcej wątków jest zmienionych, niż zachowanych film również przypadł mi do gustu. Porównując z książką, nie wypadł dobrze, ale staram się na niego patrzeć tylko i wyłącznie z perspektywy filmu. I patrząc w ten sposób, stwierdzam, że jest to jeden z lepszych romansów jakie w ogóle oglądałam w swoim życiu.
Fajna historia, ciekawe wątki i postaci - tutaj Ruby stała się moją faworytką. Niesamowita gra aktorów, a w filmowym Alexie po prostu się zakochałam! (Kochanie, nie czytaj tego ;) ) Chyba nie potrafiłabym sobie lepiej wyobrazić Rosie czy Alexa. A Ruby! Ruby filmowa jest zupełnie inna niż ta książkowa, ale bije książkową Ruby na głowę!
Wiem, że film też obejrzę jeszcze nie jeden raz.



Tak dużego wrażenia już dawno nie wywarła na mnie żadna książka ani film. Ciężko jest wypisać emocje, jaki mi towarzyszą, ale w serduchu wiem, że Na końcu tęczy i Love, Rosie to dzieła, które długo będą mi towarzyszyć, wspierać i utwierdzać w przekonaniu, że postępując tak, jak postępuję, robię dobrze.



6 komentarzy:

  1. Anie nie czytałam ani nie oglądałam. Plus jest taki, że ta piękna historia jeszcze przede mną :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No proszę, czyli jeszcze piszą powieści epistolarne! Gdyby nie mało zachęcająca tematyka romansowa, może bym się skusił... ;) Taka Fantasy epistolarna - to byłoby coś świeżego!

    Pozdrawiam z:
    www.kulturaifetysze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Każda recenzja "Love, Rossie", którą przeczytałam, była pozytywna. Chyba muszę się skusić na tę książkę. ;)
    Sztuka parzenia herbaty [klik]

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, zostałaś nominowana do mojego autorskiego TAGu polegającego na wykorzystaniu zabawy w KLUCZ z dzieciństwa w TAGu. Mam nadzieję, że weźmiesz udział :)
    http://biblioteczkaciekawychksiazek.blogspot.com/2015/09/klucz-tag-by-kittyailla-czyli-powrot-do.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam w planach tę książkę. ^_^ Film zresztą też, ale najpierw stanowczo książka. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. książki nie czytałam, ale to właśnie dlatego, że widziałam film i byłam nim niesamowicie zniesmaczona. Bardzo irytowało mnie to ciągłe wracanie, mijanie się itd. Dla mnie - flaki z olejem.. Ale to tylko moje zdanie ;)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszego działania - dziękuję!
Postaram się odpowiadać na Wasze komentarze i odwiedzać Wasze blogi :)