niedziela, 6 maja 2018

Wyśnione życie - Cynthia Swanson

Przychodzę dzisiaj do Was z recenzją książki, którą zaliczam do moich ulubionych, a wierzcie mi - rzadko takowe trafiają na tą zaszczytną półkę. Są książki które uwielbiam, które miło i z sentymentem wspominam, ale takich które określam mianem ulubionych jest bardzo niewiele. Wyśnione życie to powieść która skradała moje serce powoli, niepostrzeżenie, aż w pewnym momencie przekonałam się, że jestem w całości zaangażowana w tą niesamowitą historię. Zacznijmy więc od początku...


Kitty Miller wiedzie samotne, spokojne i ustabilizowane życie. Razem z najlepszą przyjaciółką, Friedą, prowadzi niewielką księgarnię, co wydaje się w pełni ją satysfakcjonować i być spełnieniem jej marzeń. Przed laty próbowała nakierować swoje życie na inny kurs, ale samo życie chciało inaczej.
Tymczasem pewnej nocy  zaczynają ją nawiedzać dziwne, nazbyt realistyczne sny. Pewnego ranka Kitty budzi się w obcej sypialni jako Katharyn Andersson. Ma wspaniałe dzieci i kochającego męża, duży, luksusowy dom, a jej sielankowego życia nie zakłócają żadne troski ani zmartwienia.
Kitty jest przekonana, że to drugie, idealne życie to senna wizja. Początkowo z każdym dniem wyczekuje snów, ale z każdą kolejną wizytą w życiu Katharyn kobieta ma poczucie, że tamten świat staje się coraz bardziej realistyczny. Zaczyna się bać snów, bo granica między jawą a snem zaczyna się zacierać, pojawiają się luki w pamięci i okazuje się, że idealne życie wcale nie jest pozbawione skaz. Czy Kitty przekona się, które życie jest prawdziwe? A może będzie jej dane wybrać, w którym świecie pozostać?

Autorka już od samego początku buduje niepowtarzalne tło i klimat powieści, przenosi nas bowiem do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku - właśnie w tym czasie osadza akcję, w mieście Denver w Stanach Zjednoczonych. Oczarowuje czytelnika urokliwą księgarnią "Dwie siostry", ciepłą, sąsiedzką atmosferą i spokojem miasteczka. Nie ma długich opisów ani nudnych nawiązań do wydarzeń historycznych, ale spomiędzy wierszy wyłania się obraz Ameryki sprzed pięćdziesięciu lat. O ile osobiście Stany Zjednoczone nie kuszą mnie tak jak wielu ludzi, tak do tamtych czasów, do tamtego miejsca za sprawą powieści Cynthii Swanson chciałabym się przenieść.

Główna bohaterka jest taką osobą, której nie da się nie lubić - być może wiele wymagających czytelników powie, że nie wzbudza w nich sympatii, ale wątpię, by ktoś mógł ją skrytykować albo jasno określić się, że jej nie lubi. Kitty dobiega czterdziestki, ale czuje się spełniona w swoim życiu, mimo, że nie potoczyło się tak, jak marzyła. Jest osobą, która z wdzięcznością przyjmuje to co ma i docenia każdy mały dobry moment życia. Gdy więc w snach jej dawne marzenia są codziennością, Kitty zaczyna na pewien sposób tracić zmysły.. Nic jednak nie jest tak proste, jakby się wydawało. Z biegiem czasu dociera do niej, że nie można mieć wszystkiego, że pozornie błahe sprawy i nieświadomie podejmowane decyzje mogą mieć ogromny wpływ na to jak potoczą się dalsze nasze losy.

Autorka poprzez perypetie Kitty pokazuje jak trudno jest poradzić sobie ze stratą bliskich osób, ale stara się uświadomić, że nawet największy ból można przezwyciężyć i żyć pogodzonym z przeszłością, bo zawsze jest ktoś, dla kogo warto codziennie rano wstawać. Inną kwestią jaką porusza jest choroba i nasza bezsilność wobec niej. Mimo to, powieść jest takim światełkiem, pokazuje, że nawet bardzo trudna sytuacja ma wyjście, że do wszystkiego można dojść powoli, wystarczą tylko szczere chęci i duża dawka cierpliwości. 

Myślałam, że nie będzie niczego, co mnie w powieści zaskoczy. Bo to powieść nie tego rodzaju. Mimo wszystko,  z każdą kolejną stroną odkrywałam coś nowego, pojawiał się kolejny element układanki i tak - byłam zaskoczona i to kilkakrotnie. Miło było przyglądać się życiu Kitty - i temu prawdziwemu, i wyśnionemu. Obydwa te życia były na swój sposób piękne i wartościowe i nie sposób mi określić, którego życzyłabym bohaterce jako tego prawdziwego życia. W pewnym momencie już nawet czytelnik zaczyna się gubić pomiędzy światami i razem z Kitty czuje jej rozdarcie i bezradność. Historia Kitty rozbudza wyobraźnię i skłania do przemyśleń. Nad tym, jak jedna decyzja może wpłynąć na całe życie, jakie znaczenie ma jedna minuta i jedna rozmowa telefoniczna.

Sięgając po Wyśnione życie spodziewałam się dobrej książki, ale historia którą dostałam przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Jestem oczarowana, zakochana - w klimacie powieści, w Denver, w tym, co stworzyła autorka. Akcja powieści toczy się spokojnie, ale zaskakuje i skłania do przemyśleń. Czytelnik wczuwa się w sytuację bohaterki i razem z nią przeżywa jej podwójne życie.

Wyśnione życie to niesamowita historia literacka. Niepowtarzalną, oryginalną i zabierającą czytelnika w zupełnie inny świat, inną rzeczywistość. Zmusza do nagięcia pewnych zasad i przełamania granic, otworzenia umysłu na rzeczy pozornie niemożliwe - wymaga pewnej elastyczności. Ale gwarantuję, że nie poczujecie się oszukani, bo mimo tej nutki swoistego rodzaju magii historia jest realna, naturalna. To powieść z odrobiną psychologii, nutką romantyzmu i tajemniczości. Intryguje, wciąga i mocno angażuje czytelnika. Na pewno spodoba się osobom, które lubią specyficzny klimat powieści i które lubią rzeczywistość z domieszką czegoś nieokreślonego - ni to fantastyki, ni psychologii.


Za książkę dziękuję Wydawnictwu Kobiece


sobota, 28 kwietnia 2018

Jo@nna - Agnieszka Opolska


Przedwczoraj skończyłam czytać Jo@nnę i przez długi czas targały mną takie emocje, że myślałam, iż w ogóle nie będę w stanie napisać recenzji, bo to co chcę Wam przekazać tak trudno będzie wyrazić słowami, że zwyczajnie boje się, że to spieprzę. 

Joanna to niespełna trzydziestoletnia Polka, która wraz z partnerem i dwójką dzieci mieszka w Anglii. Utrata pracy i życiowy zakręt uświadamiają jej że od dawna nie jest szczęśliwa w związku, brakuje w nim zrozumienia i tego czegoś, co sprawia, że na sercu robi się miło i ciepło. Kiedy pewnego dnia poznaje bibliotekarkę Anetę, jej życie nabiera gorętszych barw. Nowa przyjaciółka jest uzależniona od seks czatów i pod jej wpływem Joanna nawiązuje internetowy kontakt z tajemniczym Writerem. 

Najnowsza powieść Agnieszki Opolskiej to książka (nie)zupełnie inna niż poprzednie. Autorka wciąż pozostaje przy bliskim jej temacie, jakim jest sztuka, co bardzo mi się podoba, bo uwielbiam takie wątki w książkach. Poza tym jednak Jo@nna różni się od swoich poprzedniczek, Anny May i Róży, przede wszystkim przesłaniem jakie za sobą niesie. Bardzo wiele uświadamia, skłania do myślenia i rzuca gorzką prawdę prosto w oczy. Czasem nie jest łatwo przełknąć tę prawdę, ale tak właśnie wygląda rzeczywistość.

Pani Opolska uplotła wiele wątków, które skupia wokół siebie tytułowa bohaterka. Joanna to matka na pełnych obrotach. Macierzyństwo nie zawsze jest łatwe i choć o tym się nie mówi głośno, to właśnie pojawienie się dzieci krzyżuje plany świeżo upieczonych rodziców. Macierzyństwo to przede wszystkim poświęcenie, ogrom pracy, troski, nieprzespanych nocy i trudu włożonego w wychowanie. Ale z drugiej strony to dziecięca wdzięczność, radość, bezinteresowna miłość i poczucie, że dla kogoś warto żyć.

Jo@nna to powieść o trudnych wyborach: między rodziną a pasją, szczęściem własnym i szczęściem bliskich, większym i mniejszym złem. Joanna, zanim urodziła syna była zapaloną artystką, jednak narodziny Felixa nieco zmieniły jej plany. Wraz z Robertem zamieszkała z zagranicą, po porodzie w pełni poświęciła się wychowaniu dziecka. Potem pojawiło się drugie, tak więc jej pasja i niegdysiejsze marzenia zeszły na drugi plan. Na dodatek jej partner jakby zapomniał o jej potrzebach i pragnieniach, a może nigdy ich nie zauważał? Joanna to kobieta, która potrzebowała dążyć do samorealizacji, jednak tłumienie tego w sobie, zajmowanie się bardziej innymi niż sobą z każdym rokiem utrudniało powrót do robienia tego, co przed laty, tego, co naprawdę kochała i sprawiało jej radość.

Historia Joe to też rzecz o pragnieniu miłości i akceptacji: ze strony bliskich, jak i samoakceptacji i dążenia do doskonałości poprzez zaprzyjaźnienie się ze swoimi wadami i brakami. Znajomość Writera i Joanny przywołuje w niej nowe, świeże uczucie, które kiedyś było w jej życiu obecne. Czytając książkę doszłam do wniosku, że to zakochanie jest silniejsze niż miłość i ośmielę się powiedzieć, że piękniejsze. Miłość jest dojrzalsza, bardziej stateczna, smutniejsza. Zakochanie za to to stan euforii, nieopisanego szczęścia, niezmąconego żadnymi troskami. Ta książka traktuje również o kobiecej przyjaźni. To też powieść o sile kobiet i o tym, że często jesteśmy niedoceniane przez mężczyzn, a przede wszystkim nasza siła i to, jak wiele potrafimy znieść w ciszy, nawet o tym nie mówiąc..

Bardzo poruszył mnie wątek sióstr w powieści. Joanna ma siostrę bliźniaczkę, Kornelię - są jednak zupełnie różne pod względem charakterów. Fizyczna podobizna nieraz przysparzała im zabawnych, ale również kłopotliwych sytuacji. Jednak to właśnie ta siostrzana więź wydaje się być jedną z najsilniejszych jakie istnieją. Są ze sobą na dobre i na złe, mimo nieporozumień i nawet złości wciąż do siebie wracają, pomagają sobie, a jedna jest w stanie rzucić dla drugiej wszystko, gdy tylko ta jest w tarapatach. Bardzo, bardzo spodobała mi się ta`siostrzana miłość, która została pokazana taka jak jest w rzeczywistości, między niemalże każdymi siostrami: z kłótniami i upadkami, ale miłość ponad wszystko. 

Nie sposób jest mi nie wspomnieć o postaciach Roberta - długoletniego partnera Joanny i Writera - korespondencyjnego przyjaciela, a może już kogoś więcej? Z jednej strony: dzieci, wspólny dom i przeszłość, z drugiej coś nowego, coś świeżego, przyprawiającego o szybsze bicie serca. Co wybrać? Jak postąpić, jak się zachować? Na początku nie lubiłam Roberta, z biegiem liter jednak coraz bardziej zyskiwał moją sympatię. Podobnie zresztą było z Writerem, i na koniec miałam straszny mętlik w głowie, bo cokolwiek nie postanowiłaby Joanna, byłoby i dobrze i źle. Zakończenie więc z jednej strony mnie usatysfakcjonowało, choć pozostawia czytelnika w zawieszeniu i lekkim niedosycie. 

Fabuła książki toczy się spokojnie, bez większych rewelacji. Jest kilka zwrotów akcji, niespodziewanych zbiegów okoliczności i przypadków. Ponad fabułę wychodzą emocję i przesłanie, jakie autorka zawarła w powieści. Styl pisania Agnieszki Opolskiej jest niezwykle przyjazny dla czytelnika - jej książki się połyka czerpiąc z tego ogrom satysfakcji i poczucia dobrze spożytkowanego czasu na czytanie. 

Jo@nna to powieść o kobietach, ich sile i poświęceniu. To powieść o pragnieniu miłości, zrozumienia i szczęścia w związku, ale przede wszystkim o dążeniu do samorealizacji, spełnianiu swoich marzeń i pasji. Ta książka uświadamia jak wiele kobiety są w stanie poświęcić dla innych kosztem samych siebie. Bez zbędnego koloryzowania, w prostej, surowej formie autorka przekazała prawdę i uważam, że każda kobieta powinna przeczytać tę powieść, by zrozumieć, że warto o siebie walczyć. Zawsze. 


Za książkę dziękuję wydawnictwu Axis Mundi


środa, 18 kwietnia 2018

Listy i szepty - Agnieszka Olejnik

W styczniu przeczytałam niezwykle ciepłą i uroczą powieść jaką były Cuda i cudeńka, a teraz jestem świeżo po lekturze jej kontynuacji. W przypadku Listów i szeptów nie jest już tak cukierkowo i beztrosko - więcej tu smutku i skrywającego się pod skórą bohaterów bólu. Książka trzyma jednak poziom swojej poprzedniczki, co więcej - moim zdaniem jest o niebo lepsza!
 
Tak jak w pierwszej części, bohaterami są mieszkańcy kamienicy przy Bukowej 13. Dla przypomnienia: rodzina Markiewiczów, w której każdy chodzi własnymi ścieżkami, smutna włoszka Francesca i starsza pani Klara, aż wreszcie Lena i jej chora babcia Mieczysława. O ile Cuda i cudeńka były można powiedzieć zarysem i tłem dla kontynuacji, tak w tej części znacznie więcej się dzieje, rozwijają się poszczególne wątki, a do głosu dochodzi także przeszłość. Przyznam, że te wycinki z młodzieńczego życia Mieczysławy - życia tuż po wojnie, na Syberii były chyba najciekawszym elementem książki, tym bardziej, że każdy, najdrobniejszy szczegół budował historię Leny i jej rodziny odkrywał ją i sklejał kawałek po kawałku. Przeszłość babci Mieci jest bardzo smutna i bolesna, a pewne fakty szokują i wprawiają w przerażenie. Przychodzi zrozumienie, ogrom żalu i współczucia. Piękna jest historia zakazanej miłości,a  jeszcze piękniejsze jest to, co się w związku z tym wydarzyło w teraźniejszości.. Ale nie chcę zdradzać zbyt wiele, zepsułabym Wam przyjemność z czytania. 

Sama postać Leny w tej części - muszę przyznać - lekko mnie drażniła. Wciąż jest tą samą, ciepłą, bezinteresowną osoba, niosącą pomoc i dobrą radę każdej potrzebującej osobie. Ale denerwowała mnie swoim zachowaniem w sprawach sercowych - niby poniekąd ją rozumiałam, ale w myślach karciłam za takie postępowanie względem Jakuba, a przede wszystkim - względem siebie. Właśnie przez wzgląd na to, moja sympatia do niej trochę opadła, ale na szczęście, udało się ją odbudować. Lena za wszelką cenę pragnie poznać przeszłość babci Mieci i krok po kroku odkrywa prawdę. Z pomocą niespodziewanie przychodzi jej korespondencyjny przyjaciel, a zarazem nigdy nie widziany sąsiad - Borys. Ach, jak zaskakująca jest ta historia! Jaka piękna, jaka smutna! 

A co u innych mieszkańców? Ścieżki członków rodziny Markiewiczów znów zaczynają się przecinać, a nawet schodzić w jedną drogę. Szykuje się sporo nowości i rewelacji w życiu uczuciowym, nie tylko nastoletniej córki Beaty i Marka - Marceliny - ta przeżywa wzloty i upadki, ale wydaje się, że w końcu odnajduje coś, co jest zdecydowanie ciepłym uczuciem. Mały Jędruś nie zawodzi - bawi swoim humorem, dziecięcą troską i szczerością. 

Pani Klara podupadła na zdrowiu - ale na szczęście ma sąsiadów, na których zawsze może liczyć.
A Francesca wreszcie wyznaje swoim przyjaciółkom powód jej smutku, za którym kryje się kolejna smutna historia miłosna. 

Problemy, rozterki, smutki i radości mieszkańców kamienicy ukryte są pomiędzy codziennością. Każdy mijający dzień wydaje się być taki sam, ale wnosi coś nowego. Przypadkowe wejście do sklepu i uśmiech nieznajomej osoby, wyjście z psem na spacer, przyjacielska pomoc - to wszystko to takie małe rzeczy, które choć niedocenianie i niezauważalne sprawiają, że życie staje się wartościowe. 

to są właśnie CUDA: miłość i czułość w głosie kochającej osoby, kolor kwiatów, nieba, trawy i koktajlu truskawkowego...

Listy i szepty, choć jest powieścią należącą do lekkich i przyjemnych w czytaniu, jest smutna, wzruszająca i rozrywająca serce na kawałeczki. Niepostrzeżenie, praktycznie bezboleśnie. Dopiero w pewnym momencie orientujesz się, że cierpisz razem z bohaterami, przeżywasz tak samo jak oni ich słabości i łzy. Odczuwasz ich smutek i strach, melancholię i bezsilność. Ta książka to wachlarz emocji - bo w końcu przychodzi ukojenie, rozwianie wątpliwości, w życiu każdego z mieszkańców pojawia się jakieś światełko w tunelu. Przychodzi nawet nadzieja na szczęśliwe zakończenie - i poniekąd takie jest. Ale jest też smutne, pokazujące, jak krótkie i kruche jest życie człowieka, mimo przeżytych choćby osiemdziesięciu lat. Autorka po raz kolejny w naturalny sposób zwraca uwagę czytelnika na podstawowe wartości, jakimi są miłość, dobro, bezinteresowność i docenianie tego, co się ma na co dzień. Agnieszka Olejnik nie zawodzi - mimo, że jest to już kolejna książka autorki, wciąż trzyma wysoki poziom, nie powiela schematów, wnosi coś świeżego i za każdym razem potrafi zaskoczyć czytelnika. 



A czy wiecie, że właśnie dzisiaj premierę ma najnowsza książka Pani Agnieszki - Cała w fiołkach ? Można ją kupić między innymi  tu, w dobrej cenie! Tytuł w sam raz na wiosnę, nie sądzicie? Kto już ma, a kto chce przeczytać? Ja jak zwykle nie mogę się doczekać, aż będę mogła zatopić się w lekturze :) 



czwartek, 12 kwietnia 2018

Jej wysokość P. - Joanne MacGregor

Peyton ma ponad 180 centymetrów wzrostu, co wcale nie ułatwia jej życia. W szkole jest obiektem kpin, o normalnych zakupach może pomarzyć, bo wszystko jest na nią za małe, za krótkie, za ciasne, a na dodatek, niewielu jest chłopaków wyższych od niej. Trudna sytuacja rodzinna jeszcze bardziej komplikuje i tak ciężkie już życie dziewczyny. Gdy koleżanka z pracy rzuca Peyton wyzwanie, by poszła z chłopakiem wyższym od siebie na trzy randki i bal maturalny w zamian za 800 dolarów, dziewczyna przyjmuje zakład. Za wygrane pieniądze mogłaby wyrwać się z koszmaru. Ale czy Peyton uda się je zdobyć? 

Gdy pierwszy raz zobaczyłam tę książkę, nie wiedziałam na co się nastawiać. Z jednej strony ładna, dziewczęca, cukierkowa okładka przywodząca na myśl książki typowo dla nastolatek. Jednak na odwrocie opis wskazuje na coś poważniejszego, coś, co porusza niebanalne tematy. Musiałam więc sama się przekonać. I muszę przyznać, że ta książka jest świetnym przykładem na to, by nie oceniać książek po okładce. Bo choć jest czasami słodko i uroczo, to zdecydowanie nie jest to przesłodzona powieść wyłącznie dla nastolatek. 

Poznajemy siedemnastoletnią Peyton, która, jak już wspomniałam, nie ma łatwego życia. Oprócz ciągłego znoszenia kpin i szyderstw ze strony kolegów i koleżanek ze szkoły, musi pracować, a tam wcale nie ma łatwiej. Jakby tego było mało - po powrocie do domu czeka na nią chora psychicznie matka.. Peyton stara się odciąć od wszystkiego i podążać za swoimi celami, ale to wcale nie jest takie łatwe, gdy wszystko jest przeciwko niej. Pod wpływem impulsu przyjmuje zakład. Chłopak, w którym powoli zaczyna się zakochiwać jest już z inną dziewczyną. A 800 dolarów wiele mogłoby zmienić w jej życiu. 

Jej wysokość P. to książka która porusza wiele tematów. Dla mnie to co najważniejsze to przede wszystkim akceptacja siebie i swoich kompleksów, odkrywanie swojej pasji i dążenie do samorealizacji. Bardzo spodobała mi się postać Peyton jako silnej dziewczyny, która przez zrządzenie losu jest zdana sama na siebie. Peyton jest bardzo przedsiębiorcza i pomysłowa: szukając ubrań dochodzi do wniosku, że dla dziewczyn takich jak ona, producenci nie szyją ubrań. I wiecie co postanawia? Postanawia sama je sobie uszyć! Nie jest łatwo, ale metodą prób i błędów powoli powstają pierwsze ubrania. A tym samym dziewczyna odnajduje swój cel i wie już, co chce robić w przyszłości. Bardzo mi się spodobał ten wątek, bo pokazuje, że nawet w trudnych sytuacjach jest światełko w ciemności. Peyton jest utalentowana nie tylko pod kątem krawiectwa, ale też potrafi być dobrą aktorką. Razem z Jayem ma zagrać jedną z głównych ról w szkolnym przedstawieniu. A skoro już o Jayu mowa, to właśnie chłopak, który się Peyton bardzo podoba, ale niestety - jest zajęty.

Trudna sytuacja rodzinna Peyton i skrywana tajemnica są zadrą na sercu dziewczyny. Matka, która powinna być dla niej wsparciem sama wymaga opieki,a  przede wszystkim pomocy specjalisty. Jednak ta nie daje się przekonać,a  jej stan z dnia na dzień jest coraz gorszy. Nic więc dziwnego, że dziewczyna się od niej izoluje i nie traktuje jej zbyt poważnie. Peyton zdradza jednak czytelnikom swój rodzinny sekret, a wtedy wszystko staje się jaśniejsze. Pojawia się współczucie, a nawet łzy w oczach, bo to co się wydarzyło przed laty wciąż jest świeże i bolesne. Wzruszyło mnie bardzo zakończenie książki, właśnie przez wzgląd na te rodzinne relacje. I po raz kolejny autorka w naturalny i prosty sposób pokazuje, że czasami warto walczyć, by było lepiej. 

Autorka w subtelny sposób pokazuje problem braku tolerancji ze strony otoczenia i trudności z samoakceptacją. Pokazuje, że ludzkie wady i niedoskonałości są na tyle problemem, na ile sami sobie na to pozwalamy. Ta książka powinna trafić w ręce każdego, kto uważa że jest niedoskonały, że czegoś mu brakuje, albo że z jakiegoś powodu jest gorszy od innych. Treść książki jest też najlepszym dowodem na to, że warto mieć pasję i robić w życiu to, co się lubi. Książka pokazuje, że stereotypy są zgubne - że to mężczyzna może grać w teatrze, a kobieta może pracować na budowie. Wszystko zależy od tego, czy ograniczenia pokonają nas, czy my pokonamy ograniczenia. Muszę jeszcze dodać, że książka jest napisana prostym językiem i wszystko brzmi bardzo naturalnie, nie ma więc mowy o sztuczności czy naginaniu rzeczywistości. 

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Kobiece


środa, 4 kwietnia 2018

Inwigilacja - Remigiusz Mróz

Po rewelacjach z jakimi zostawił nas Remigiusz Mróz na zakończenie poprzedniego tomu chyba każdy wyczekiwał z niecierpliwością na Inwigilację. I mimo, że książka pojawiła się już dawno, a wydane są już dwie kolejne, bo autor pędzi w pisaniem w zaskakującym tempie ja dopiero teraz zdołałam ją przeczytać. I chyba nie zaskoczę Was, że podobnie jak za każdym poprzednim razem jestem zachwycona i pochłonęłam lekturę w kilka dni. 

Tym razem do Joanny Chyłki trafia małżeństwo, które twierdzi, że ich zaginiony przed laty syn na wycieczce do Egiptu odnalazł się w Polsce. Brzmi jak happy end, po co więc bezkompromisowa mecenas? Otóż rzekomy odnaleziony syn, nie dość że jest muzułmaninem,to usilnie twierdzi, że nie jest synem Lipczyńskim, mimo, że wskazują na to nie tylko zapewnienia rodziców i uderzające podobieństwo, ale też badania genetyczne. Młody mężczyzna oskarżony o planowanie zamachu terrorystycznego potrzebuje pomocy najlepszych prawników - i tutaj zaczyna się rola Chyłki i Oryńskiego, naszego przebojowego prawniczego duetu. 

Nigdy nie wiedziałam, jak pisać recenzje kolejnych tomów serii, by nie zdradzić tego, co działo się w poprzedniej części. W przypadku tej serii jest o tyle dobrze, że nie jest konieczna znajomość poprzednich części by odnaleźć się w lekturze, ale stali czytelnicy na pewno śledzą też prywatne losy prawników, które z tomu na tom coraz bardziej się rozwijają. Odniosłam wrażenie, że w Inwigilacji było sporo prywatnych wątków - co dla mnie jest dużym plusem, bo są równie ciekawe co te kryminalne. Remigiusz Mróz jak zwykle jest na czasie z ważnymi tematami - tym razem porusza kwestię ataków terrorystycznych, ale też dyskryminacji i nierówności społeczeństwa.

Na tych, którzy śledzą relację jaka jest pomiędzy Joanną a Kordianem, w tym tomie czeka niespodzianka - coś wreszcie zaczyna się dziać. Autor pokazuje też nowy obraz Chyłki - w poprzednim tomie prawniczka uchyliła rąbka tajemnicy i powiedziała dużo o swojej przeszłości, teraz odsłania swoją inną stronę, która jest ściśle związana z nowym położeniem, w jakim się znalazła. To właśnie ta nowa dla Chyłki sytuacja sprawia, że jest bardzo zabawnie, a momentami nawet rozczulająco - jakkolwiek to słowo do Chyłki nie pasuje. Co do wątku kryminalnego - uważam, że były już ciekawsze sprawy, które prowadziła Chyłka z Oryńskim i ta nie wywarła na mnie tak ogromnego wrażenia, ale do niczego nie mogę się przyczepić.

Nie musicie się obawiać, że zostaniecie zarzuceni prawniczą paplaniną, polityką i niezrozumiałymi sformułowaniami - tutaj nic się nie zmieniło. Autor pisze zrozumiale, prosto i bardzo obrazowo. Nie brakuje zgryźliwego humoru, za co tak uwielbiamy tę serię. I powtórka z Immunitetu - zakończenie znów sprawia, że czytelnik czuje równocześnie podniecenie, ciekawość i złość na autora  - bo jak można przerwać w takim momencie?

Ta recenzja to właściwie tylko potwierdzenie, że Remigiusz Mróz nie traci formy i prowadzi przez kolejne strony i powieści mój ulubiony literacki duet - Chyłkę i Oryńskiego. Jest zaskakująco, zabawnie, zaczyna się dziać coś bardzo nowego. Być może nowa sytuacja w życiu prywatnym Joanny wprowadzi powiew świeżości, i książki będą zmierzać w nieco innym kierunku? Zobaczymy!